- Boże, leniu, wstawaj! Nawet Bonnie już zdążyła się ogarnąć! Bonnie! - darł mi się ktoś do ucha, o mało nie przyprawiając o zawał. Uniosłam ledwo rękę i przetarłam zaspane oczy, widząc przed sobą postać Eleny, która była rannym ptaszkiem i o 5 rano potrafiła wstać i iść oglądać powtórki swojego ulubionego serialu w TV.
Przekręciłam się na drugi bok, a dziewczyna popchnęła mnie w osobną stronę, tak że upadłam na podłogę.
- Pierwszy dzień w nowej pracy, a ty chcesz się spóźnić? Nieładnie, Forbes. - młoda lekarka zaczęła swój monolog jak do małego dziecka, które coś przeskrobało. Tyle, że dzieci nie chodziły do pracy...
- Cholera! - uniosłam się jak oparzona i usłyszałam za sobą chichot dziewczyn. Spojrzałam na zegarek, który wskazywał 23 minuty po 5. Żeby się nie spóźnić miałam 17 minut! Elena podwoziła nas, a sama jechała na zakupy. Kiedyś do mojej pracy było najbliżej - niecałe 5 minut, później Bon trochę dłużej i dziewczyna w końcu jechała do celu. A teraz dojazd do miejsca trwa około 20 minut.
Szybko wybrałam swój dzisiejszy zestaw - pierwszą lepszą sukienkę, obcasy i dżinsową katanę na wierzch, w przypadku gdyby zrobiło się zimniej. Swoje loki jedynie rozczesałam, lubiłam gdy były rozpuszczone. Makijaż zrobiłam w tempie ekspresowym - tusz, puder, pomadka. Chwyciłam przygotowane kanapki i wybiegłam z mieszkania, przedtem je zamykając. Sekundę później już wyruszyłyśmy.
- Nakruszysz mi tu! - warknęła Elena nie spuszczając wzroku z jezdni. Co jak co, ale kierowcą była przykładnym.
- Marudzisz jak potłuczona. - mruknęła Bon, sama jedząc bułkę. Elena tylko westchnęła i skręciła w uliczkę gdzie znajdował się szpital. Niestety był on na jej końcu, a ona wcale nie była taka krótka. Akurat gdy skończyłam swój posiłek dojechałyśmy do celu, mulatka wysiadła, machając na odchodne.
- Tylko nikogo nie zabij! - krzyknęłyśmy chórkiem jak co dzień. Przesiadłam się do przodu i tym razem pojechałyśmy trochę inaczej niż zawsze.
- Jestem taka podekscytowana, że poznasz tego Mikaelson'a. - pisnęła jak mała dziewczynka, która dostała bilet do Disneylandu. Nie rozumiem, kim on niby jest? Człowiek jak człowiek. Przynajmniej tak mi się wydaje. Dziewczyna widząc moje niezrozumienie od razu zaczęła swoje wywody na temat aktora.
- Boże, Caroline ja czasami myślę, że poznałyśmy się wczoraj. Nie pamiętasz tego filmu o małym agencie, który oglądałyśmy codziennie, z tym chłopcem? To było w drugiej klasie, a my szalałyśmy za nim i obkleiłyśmy wszystko co możliwe, byleby był tam Klaus - warknęła oburzona, jakby tłumaczyła tacie dlaczego zakupy są fajne. - to znaczy Jake! - poprawiła się szybko, kontynuując - Później ty zaczęłaś lecieć na piosenkarzy, a my z Bonnie nadal byłyśmy mu wierne. Teraz wszędzie aż pełno od jego nazwiska, a ty go nawet nie pamiętasz. Oj, siostro. - pokiwała z żalem głową i spojrzała na mnie z politowaniem - Powodzenia, u boku tego ciacha. - nareszcie skończyła. Inaczej bym się postrzeliła, gdyby jeszcze kazała mi tego słuchać.
- Pa - mruknęłam rozbawiona i odeszłam w stronę bordowego budynku. Przed solidną, żelazną bramą, stał zdenerwowany Tyler, który na mój widok głęboko wypuścił powietrze z płuc.
- Hej, gdzieś ty była?! - warknął - Spóźniłaś się! Całą minutę!
- Hej... - odparłam niepewnie, pierwszy raz widząc go w takim stanie. Nigdy tak się nie zachowywał, jakbym zabiła jego matkę. Spojrzałam na telefon, wyświetlacz wskazywał 6:01. - 60 sekund w te, czy w te...
- Klaus chodzi w złości przez ciebie! - uniósł zaciśnięte pięści, przez co odskoczyłam do tyłu. Przez chwilę myślałam, że mnie uderzy, ale on tylko zamknął oczy i otworzył bramę. - Przepraszam...
- Nie szkodzi. - uśmiechnęłam się, maskując złość. Zastukałam swoimi szpilkami na cemencie, który prowadził do budowli, w której miałam pracować. Gdy weszłam cała moja pewność siebie ulotniła się z każdym krokiem bliżej pokoju "wielkiej gwiazdy". Wciągnęłam powietrze i zacisnęłam rękę, pukając w drzwi. Po usłyszeniu cichego "wejdź" skierowałam się do środka, przybierając na twarz serdeczny uśmiech.
- Jestem Car...
- Tak, tak, a teraz przynieś mi kawę. Zwykłą czarną. - mruknął nawet nie zaszczycając mnie jednym spojrzeniem.
Już otworzyłam buzię, aby wykrzyczeć wiązankę w jego stronę, ale szybko się powstrzymałam, gdy pomyślałam o złych konsekwencjach tego czynu. Zamiast tego udałam się w stronę automatu, zupełnie nie mając pojęcia gdzie on się znajduje. Przy szukaniu, wpadłam na jakiegoś pana, który przeze mnie upuścił miotłę.
- Przepraszam! - podałam szybko przedmiot mężczyźnie, na oko ponad 50letniemu, gdyż było widać już siwe włosy.
- Nie szkodzi. - uśmiechnął się przyjaźnie, podając mi rękę, którą śmiało uścisnęłam. - Mark.
- Caroline. - przedstawiłam się - Wie pan może gdzie jest tu automat z kawą? - zażenowana zapytałam. Skoro tu pracuję chyba powinnam to wiedzieć.
- Piętro niżej. - wskazał na schody - Jakbyś jeszcze coś chciała jestem tutaj - gestem pokazał drewniane drzwi. Uśmiechnęłam się, wyrażając tym swoje podziękowania i biegiem zeszłam na dół. Cholera, jednak te szpilki to nie był taki dobry wybór.
Kiedy wreszcie dotarłam z kawą do pomieszczenia aktora, stał już wyczekująco, patrząc na mnie ze złością.
- I znów się spóźniłaś. - warknął, odbierając kawę.
- Na prawdę przepraszam, jestem n... - zaczęłam się tłumaczyć, jednak nie było dane mi dokończyć.
- Nowa, tak. Ale pracujesz wśród profesjonalistów, którzy oczekują tego samego. - zgniótł kubek, prawie wylewając przy tym kawę. Jezu, nie zrobiłam nic złego, mam prawo chyba nie wiedzieć pierwszego dnia gdzie iść po tą cholerną kawę?! - Więc, kochana, jeszcze raz coś takiego i wylatujesz. Może nawet ze swoim chłopaczkiem? - upił łyk napoju.
- Po pierwsze: nie mów do mnie kochana, mam imię, którego nawet nie dałeś mi dokończyć! Po drugie: zostaw go, on nie jest niczemu winny, do cholery, sama odpowiadam za swoje czyny! - chciałam mówić "po trzecie", ale w miarę szybko opanowałam się i w popłochu czekałam na jego reakcję, bojąc się o zwolnienie. Już miał coś mówić, ale w drzwiach stanął reżyser.
- Kręcimy scenę! - zawołał, a Nik tylko obdarzył mnie groźnym wzrokiem i wyszedł, wręczając mi niedopitą kawę. Wyrzuciłam ją do kosza, myśląc o tym jakie będę miała piekło gdy wróci. Unosząc głowę dostrzegłam kartkę zawieszoną na ramie krzesła. Wielkimi literami było napisane "Lista rzeczy do zrobienia". No to zaczynamy! Pierwsze na liście znajdowało się zdanie, które mówiło iż mam iść do pralni po jego rzeczy. Ku mojemu szczęściu adres został wypisany, pewnie inaczej szukałabym tej pralni całe wieki. Wychodząc z budynku dokładniej wczytałam się w adres. Że co?! Pralnia ponad 30 minut stąd, chociaż tuż naprzeciwko jest zwyczajna pralnia, jakby nie mógł z niej skorzystać. Szybko złapałam taksówkę, już nie zastanawiając się nad sensem. Przy okazji wypełniłam resztę rzeczy z listy: zakupy gdzie ludzie patrzyli na mnie jak na złodzieja, widząc że kupuję kartą Mikaelson'a, odbiór scenariusza do reklamy perfum i wiele innych nieistotnych zadań.
Tym razem nie spóźniłam się, byłam nawet wcześniej niż powinnam. Odłożyłam klucze i portfel na blat, po czym poszłam na plan, gdzie jak się wcześniej dowiedziałam, miałam przyjść w razie gdybym wróciła wcześniej. Akurat w scenie występował Tyler, więc z zaciekawieniem spojrzałam na rozgrywaną scenę. Chłopak był jednym z przechodniów, po prostu miał przejść przez pasy, nic wielkiego i trudnego. Po usłyszeniu "akcja!" przeszedł przez jezdnię, wchodząc w innego stażystę. Zacisnęłam powieki, puszczając wszystkie obelgi do mojego chłopaka mimo uszu.
- Przerwa, przerwa... - krzyknął niezadowolony reżyser i sam skierował się do swojego pokoju.
Kiedy Tyler mnie zauważył od razu skierował się w moją stronę, jednak w połowie drogi za ramię złapał go Klaus. Zatrzymali się tuż przede mną.
- Jeszcze raz spieprzysz tą scenę, a wylecisz. - wypowiedział groźne, a Tyler tylko kiwnął głową na znak uznania. Tego było za dużo! On mu tak podlega, gdy ten go tak obraża?!
- Oh, Panie idealny, nie każdy jest tak perfekcyjny jak Ty! Wyobraź sobie, że inni ludzie popełniają błędy, a ty chyba powinieneś się tego nauczyć! - krzyknęłam, nie panując nad emocjami. Nik poszedł przed siebie, parując złością.
- Car... - zaczął Tyler, a ja energicznie przekręciłam głowę w jego stronę - to już po naszej robocie. - pokiwał głową z niedowierzaniem i poszedł. Zostawił mnie.
Ledwo powstrzymałam się od płaczu i poszłam do pokoju Niklausa. Cicho zastukałam czekając na jakiś odzew, lecz nawet nie usłyszałam oddechu. Mimo wątpliwości nacisnęłam klamkę i przekroczyłam próg drzwi.
- Wyjdź. - mruknął prawie niesłyszalnie, siedząc tyłem do mnie.
- Ja chciałam przeprosić... - westchnęłam, powstrzymując się od przykrych emocji - Przepraszam za tamto zdanie i proszę, zwolnij mnie, a Tylera zostaw. - mówiłam dławiąc się to emocjami, to wypowiadanymi słowami.
- Przemyślę to. - obrócił się w moją stronę, patrząc na mnie. Ale inaczej niż zazwyczaj. Smutno. - A teraz możesz już iść. Do domu.
Uśmiechnęłam się przepraszająco i wyszłam z budynku, próbując złapać taksówkę.
Pod wieczór nadszedł czas na rozmowy. Dlaczego teraz? Bonnie wreszcie ogarnęła się po pracy, Elena wróciła z kolejnej nieudanej randki. Usiadłyśmy na sofie, popijając czerwone wino.
- Uprzedzając wasze pytania - zaczęłam, uciszając je - Jutro chyba wylecę z tej pracy, przez pana idealnego. - nacisnęłam na ostatnie słowa z ironią.
- Albo to ty masz jakieś zdolności do wylatywania. - mruknęła Elena broniąc swojego idola. Widząc nasze miny uniosła ręce w obronnym geście - No co! Nie pamiętasz jak sprzedawałyśmy lemoniadę? To ty byłaś tą szefową, a i tak biznes prowadziłaś niecałe 5 minut! - bąknęła z wyrzutem.
- To przez Williego! Podrywał mnie, więc wylałam mu dzbanek z lemoniadą na ten rudy łeb i poszłam do domu, bo mnie zdenerwował! - założyłam rękę na biodrze, a drugą przytrzymałam kieliszek, z którego upiłam trochę napoju.
- No dobra, a co powiesz na zbieranie truskawek? - uniosła wysoko brwi do góry, przyglądając mi się z zaciekawieniem co odpowiem.
- Ja bym wolała posłuchać jednak o Niklausie! - krzyknęła Bonnie dotychczas wykluczona z rozmowy. Siostra pokiwała z uznaniem głową, a ja przewróciłam oczami. Już gdy słyszałam jego imię robiło mi się niedobrze, a co dopiero opowiadanie o samym człowieku nim obdarzonym! - Więc czemu masz niby wylecieć? - spojrzała na mnie pytająco mulatka.
- Bo jest głupi, wredny, nie umie uszanować decyzji innych, myśli, że jest idealny, sądzi że każdy będzie mu podlegał... - zaczęłam wyliczać na palcach, jednak szybko przerwała mi panna Gilbert. A miałam tyle do powiedzenia!
- Inaczej. Co zrobiłaś, że masz wylecieć? - po chwilowym zastanowieniu wypowiedziała te zdanie.
Wypuściłam całe powietrze z płuc i otworzyłam usta, rozpoczynając swoje kazanie.
- No to tak: spóźniłam się kilka razy...
- I niby za to? - wtrąciła się Bonnie.
- Daj dokończyć! - powiedziałam, po czym kontynuowałam - No, a później poszłam na plan, gdzie miałam czekać na niego. Akurat była scena, w której występował Tyler - słysząc to imię Bon wywróciła oczami, a Elena udawała, że wymiotuje - no i tak jakby ją spieprzył. - od razu się rozpromieniły - Klaus za to go zbeształ, mówiąc, że go wywali w prezencie ze mną, więc nie wytrzymałam i tak jakby na niego nakrzyczałam... - skończyłam. W mojej głowie brzmiało bardziej jakby to była jego wina, nie moja. Ups.
- Czyli jeśli on zdupczy scenę, ciebie wydupczy z pracy? - zastanawiała się na głos El, która zmarszczyła brwi zastanawiając się nad tego sensem.
- No nie do końca. - niechętnie wydusiłam, bo to co za chwilę powiem zwali dziewczyny z nóg. Oczywiście w negatywnym tego zdania znaczeniu. - Powiedziałam, żeby zwolnił mnie, a Tylera zostawił... - mruknęłam pod nosem, prawie niesłyszalnie, zawieszając się.
- Dla...
- TEGO DUPKA? - powiedziały jedna za drugą.
- To mój chłopak! Ma przeze mnie wylecieć?! - nalałam sobie kolejny kieliszek, nie zważając na to, że wylewam trochę na dywan.
- On wyleci przez siebie przecież. On popsuł scenę, nie ty. Powinnaś walczyć o siebie. - Bon zaczęła udzielać mi rad jak jakiś psycholog. Właściwie bardzo często to robiła i często też miała rację. Ale nie teraz! A może...?
Elena puknęła mnie w czoło, a ja zmarszczyłam brwi, patrząc na jej chudą rączkę.
- Puk, puk, jest tam co? - udawała, że się wsłuchuje - Pusto. - wzruszyła ramionami, odsuwając się ode mnie.
- No a jak twoja randka? - powiedziała pośpiesznie ta trzecia, żebym nie palnęła niczego głupiego w stronę Gilbertówny. A już miałam ripostę.
- Powiem tyle - upiła łyk wina, po czym dopowiedziała - Nigdy się nie umawiaj ze swoim korektorem tekstu.
- A co? Poprawiał każde twoje słowo? - wyszczerzyłam się.
- Ale suchar, prawie się najadłam! - na to akurat obie się zaśmiały, a mi akurat mina zrzedła.
- Wracając, to... niezręcznie było i... - przyciszyła głos - cały czas gadał o tym, że szuka swojej miłości i chyba ją spotkał i chciałby z nią ten pierwszy raz.
Zachłysnęłam się winem, a Bonnie ze śmiechu upadła twarzą na dywan. Gdy przełknęłam ciecz, postąpiłam jak mulatka, tracąc przy tym dech.
- To nie jest śmieszne! Jutro mamy się spotkać u niego! - warknęła na co zaczęłyśmy się śmiać coraz głośniej. Nawet gdy walnęła nas poduszkami nie poskutkowało. - Idę w takim razie spać! - oburzona wstała i skierowała się w stronę pokoju, jednak chwyciłam ją za kostkę, tak, że upadła na dywan wybuchając śmiechem jak my.
Poszłyśmy spać po 3, ledwo usypiając. Jednak rano było na odwrót, wstałyśmy znów spóźnione, nawet Elena! Założyłam spódniczkę, do tego koronkową bluzkę i tym razem płaskie buty, najzwyklejsze w świecie baleriny. Do tego pochwyciłam pierwszy lepszy sweterek. I kolejny raz wykonałam swój ekspresowy makijaż, który chyba niedługo stanie się moją codziennością.
Dosyć szybko dojechałyśmy na miejsce, więc nie byłam spóźniona. Dopiero gdy weszłam do środka budynku uświadomiłam sobie, że wchodzę tam ostatni raz. Przełknęłam ślinę i zapukałam do drzwi aktora. Zero odzewu. Zapukałam po raz kolejny - to samo. Zero odzewu. Nacisnęłam klamkę i weszłam do środka, nikogo nie zastając. Podeszłam do krzesła przy szklanym stoliku, by usiąść, jednak zawiesiłam się przy zdjęciu powieszonym w ramce, na ścianie obok. Fotografia przedstawiała Nik'a, dwóch mężczyzn i blondynkę. Wszyscy byli uśmiechnięci, jedynie, jak mi się wydawało najmłodszy, grymasił. Gdy usłyszałam kroki odskoczyłam jak oparzona, stając na baczność.
- Nie mogłaś poczekać przed drzwiami? - zapytał, nie kryjąc złości, że tu weszłam. No tak, głupia mogłam poczekać, ale... właściwie i tak wylatuje.
- Więc? - przerwałam niezręczną ciszę panującą w tym pokoju, która na prawdę była nie do wytrzymania.
- Więc co? - rozbawiony spojrzał na mnie, a ja o mało nie wybuchnęłam gniewem. Nie pamiętał o co chodzi czy tylko udawał?! - Tutaj masz listę.
- Nie tracę pracy? - zmarszczyłam brwi, patrząc to na kartkę, to na niego.
- Nie, jak na razie dobrze się sprawujesz, kochana. - rzucił znów bez jakichkolwiek emocji. Cholera, niech on przestanie mnie tak nazywać! - A teraz idź mi po kawę.
Obróciłam się na pięcie i ruszyłam przed siebie we wskazane przez Mark'a wczoraj miejsce. Zwykła, czarna. Akurat tyle łatwo zapamiętać. Gdy kubeczek został wypełniony pochwyciłam go i udałam się na górę. Już miałam wchodzić do pomieszczenia, w którym przebywa aktor, ale usłyszałam przywitanie.
- Hej, Caroline! - krzyknął Mark z drugiego końca korytarza, przez co się obróciłam.
- Cześć! - uśmiechnęłam się i odmachałam. Nie obracając się zrobiłam krok do przodu i weszłam w kogoś, rozlewając gorącą kawę na siebie i na...kogo? Proszę, niech to nie będzie on. Obróciłam głowę i dostrzegłam nikogo innego jak pana Mikaelson'a.
__________________________________________________________________
No i jest, kolejny rozdział. Jakoś mnie nie przekonuje i nie podoba mi się, ale skoro już jest... to niech będzie xd
Kolejny rozdział będzie... trochę później. Przepraszam z góry za to, ale nie oprawie się bo mam ciężki tydzień przed sobą. Taa, nowa szkoła, nice. W dodatku jutro na cały dzień zmykam z domu, a w piątek jadę do niedzieli- wieczór do kolegi nad jezioro. Brak internetów.
Wracając do rozdziału, jakoś się wahałam czy go publikować, no ale XD
I w ogóle nie mam czasu na czytanie innych blogów, co mnie dobija ;-; Ale nadrobię w wekeend za tydzień i mam nadzieję, że dużo mnie nie ominęło. :<
Nareczqi ♥
~Komentujcie!~Czytajcie~Obserwujcie~
Wieczór. Do kolegi. Zaza...
OdpowiedzUsuńRozdział świetny, 12/10 XD Błędów nie widziałam, dobrze się czyta, jest okej. I masz dodać szybko następny rozdział :)
PS Wyłącz weryfikację ;-;
No i jest kolejny rozdział!
OdpowiedzUsuńPrzyznam, że jest o wiele lepszy od poprzedniego. Jest o wiele oryginalniejszy i ciekawszy! Tymczasem zapraszam do siebie, na nowy rozdzialik!
http://lonely-shapeshifter.blogspot.com/2014/08/1.html
Pozderki, kochana! :*
Świetny początek jak i zakończenie :D Bardzo przyjemnie się to czyta, a rozmowa pomiędzy Eleną, Boonie i Caroline strasznie mnie rozbawiła :D Lubię gdy opisujesz ich szaloną relacje :D Podpisuję się pod jej przyjaciółkami że również nie trawie Tylera. Klaus trochę mnie wkurzył, ponieważ nie dawał żadnej oznaki że Caroline mu się podoba, nawet to 'kochana' mnie nie przekonalo i dlatego tez nie moge doczekac sie juz nastepnego rozdziału :D Oby tak dalej ! Obserwuję i zapraszam do siebie http://last-love-forever.blogspot.com/
OdpowiedzUsuńExtra. Wspaniały. Czekam na coś więcej między Klausem i Caroline. Tyler niech spada
OdpowiedzUsuńPs. Mam nadzieje , że tobie nic nie odbije i na końcu nie uśmiercić któreś z tej dwójki
Super.
OdpowiedzUsuńCaroline i jej niewyparzony jezyczek :)
Klaus byl wsciekly 3:)
Zakonczylas ten rozdzial w takim momencie ze mam ochote cie udusic.
I wtedy juz wiedzialqm ze to on ,,Prosze niech to nie bedzie on" ;)
Jestem ciekawa jak zareaguje Klaus jak Caro wylala na niego kawe.
Czekam na next i zycze weny ;)
Dodasz dzisiaj nowy?
OdpowiedzUsuń