czwartek, 13 kwietnia 2017

Rozdział 9

Jechała najszybciej jak mogła, tylko czekając aż wpadnie w ramiona swojej mamy. Od kilku dni chodziła przygnębiona, zupełnie nie miała na nic humoru, najchętniej zapadłaby się pod ziemię i płakała. A przecież gdy kobieta się zaręczy to powinna być szczęśliwa jak nigdy, chwalić się wszystkim, planować wesele... szczególnie to ostatnie, do czego Caroline od zawsze miała głowę. Już w wieku 14 lat zaczęła planować idealny ślub, ale teraz zupełnie nie miała na to ochoty. Nawet nie nosiła obrączki kiedy siedziała sama w pokoju. Nie chciała jej widzieć... jednak nie miała jak powiedzieć o tym Tylerowi. Poza tym problem sam zniknął, prawda? Prawda, Caroline? A to był już najodpowiedniejszy czas na ustatkowanie się.
Wjechała na podjazd, przy którym stała już załzawiona Liz Forbes. Jej córka wysiadła z pojazdu i patrzyła na nią jak na kamień, zupełnie nie wyrażając jakichkolwiek emocji. Dopiero po chwili, kiedy podeszła bliżej i zrozumiała, że naprawdę jest w domu wybuchnęła płaczem i przytuliła Elizabeth jak najmocniej potrafiła.
- Oh baby... - pogładziła swoje dziecko po plecach, prowadząc do rodzinnego domu. Łzy Caroline wzmocniły się jeszcze bardziej kiedy zobaczyła, że nic się nie zmieniło i poczuła ten przyjemny zapach. Mama piekła kurczaka. Usiadła do stołu, wycierając chusteczkami policzki, co niewiele dawało.
- Tyler? - spytała z niedowierzaniem Elizabeth - Oczywiście, lubię go, nie powiem Ci, że nie, ale skąd wiesz, że to ten jedyny? Myślałam, że to licealna miłość, kochanie. - podała obiad do stołu, sama przy nim w końcu zasiadając. - Nie wydajesz się szczęśliwa.
- Mamo, nie dobijaj mnie, dobrze? Tak powinno być i każdy to wie. - mówiąc to próbowała przekonać samą siebie, ale doskonale wiedziała, że to nie tego chciała. Jednak z drugiej strony - czy jeden z najpopularniejszych aktorów rzuciłby dla niej wszystko? Nie wyobrażała sobie Klausa jako chłopaka, a co dopiero męża. To, co zrobiła było słuszne. - Lockwood to doskonała sztuka, powinnyśmy świętować. - otarła łzy, zajadając się daniem przygotowanym przez mamę. Przybrała fałszywy uśmiech, jednak rodzicielka doskonale wiedziała, że wszystko co powiedziała jej córka to nieprawda.

- Odwołuję wszystko, wycofuje się. - przemówił hardo Klaus, rzucając papierami w kąt. - Nie, nie obchodzi mnie już ten cały wypadek Bonnie i Eleny. Na co mi to było, wytłumaczysz mi? Hm? - warknął na Clair, podsuwając jej kopertę z wynagrodzeniem. - Masz, a teraz możesz wyjść. Do widzenia. - nie obdarzył kobiety jakimkolwiek spojrzeniem, po czym nalał sobie bourbonu do szklanki, jego ostatniego przyjaciela.
- Ale, ale ja mam nowy trop. - panna Cuper z wściekłością ukazała Mikaelsonowi teczkę z dowodami. - Jeś...
- Nie obchodzi mnie to. - podniósł głos, odwracając się w końcu twarzą do gościa.
- Zmarnowałeś nie tylko mój czas, ale i twój. - spojrzała na niego groźnie, jednak z dystansem. Nie wiedziała do czego zdolny był Klaus i nie chciała się o tym przekonywać.
- NIE. OBCHODZI. MNIE. TO. - krzyknął raz jeszcze, niemalże pięć centymetrów przed twarzą detektywa. - Nie obchodzi mnie "czas zmarnowany" na to, bo tak tego nazwać nie można. Dopiero dzieje się to wtedy, kiedy tracimy go na kogoś. Rozumiesz? - przeszył ją wzrokiem, a ona jakby się roześmiała.
- I na co było ci się zakochiwać, Klaus? - zaśmiała się donośniej, mówiąc to na głos. Znalazła słaby punkt Niklausa Mikaelson'a, tylko nie wiedziała jeszcze, kto konkretnie nim jest.
- Nie bądź śmieszna. Nigdy w nikim się nie zakochałem. - roześmiał się.
- Udowodnij. - podparła się na lewej dłoni z uśmiechem. Nik odłożył szklankę i wpił się w jej usta.


- Dzień dobry, pan Louise? Mhm, tak, chciałabym złożyć wypowiedzenie. Tak, sądzę, że pan Mikaelson je poprze. Mhm, dziękuje. - blondynka odłożyła słuchawkę. To koniec przygody ze sławnym aktorem, nic dobrego jej to nie przyniosło. W sumie jeśli by na to spojrzeć, to nawet za długo to nie trwało. Nawet nie wytrzymała pół roku, nieźle.
- Naprawdę aż tak źle? - zza framugi z kuchni wyłoniła się rodzicielka, trzymając kubek zielonej herbaty. Podała jej parujący napój, prowadząc ją do salonu.
- Ale co? - Caroline zmarszczyła brwi, siadając na kanapie.
- Tak. Jest tak źle. - Liz łyknęła kawy, którą trzymała w dłoni, uśmiechając się z politowaniem, co tylko zdenerwowało jej córkę. - Jesteś... byłaś jego asystentką, a nie śledziłaś tabloidów? Plotek? Czegokolwiek? - zmarszczyła brwi, coraz bardziej przejmując się sprawą. Rozumiała, że kobieta mogła się zakochać w Klausie. Naprawdę. Jednak nie wierzyła, że tak źle wykonywała swoje obowiązki. W liceum zawsze była bardzo ambitna, nigdy nie straciła dla nikogo głowy. Nawet Tylera. Kiedy pracowała u jubilera miała wobec siebie większe wymagania! Dlatego Elizabeth była w tym momencie ogromnie zaniepokojona obrotem spraw. - Byłaś praktycznie na każdej plotkarskiej stronie.
- No tak, dziewczyny mi pokazywały. Z podpisem "asystentka Mikaelsona". Wielkie mi rzeczy. - parsknęła, puszczając powietrze z płuc. Mama coraz bardziej ją denerwowała, co można było odczuć, ponieważ atmosfera robiła się ciężka. Car stwierdziła, że 50-latka robi z igły widły.
- Hm, a ten pocałunek? - odparła ze stoickim spokojem, widząc, jak na twarzy dziewczyny maluje się niepokój. Rzeczywiście... Elena i Bonnie były w szpitalu, a sama zainteresowana nie za często przeglądała w tym czasie internet. Możliwym było ominięcie takich zdjęć.
- Okej, ta rozmowa dobiegła końca. Muszę jeszcze wykonać kilka telefonów. - wstała, trzaskając kubkiem o stół.

"Miasteczko, w którym się wychowałam, nie zmieniło się ani trochę." - tak pomyślała, wychodząc z domu. Jednak to nie była prawda, bo jedynym, co nie uległo zmianie, było mieszkanie. Caroline przechadzając się ścieżkami, widziała różnice, które zaszły. Każdy najmniejszy szczegół. Wycięte drzewo obok domu pani McCalister, nowy kolor biblioteki, do której za często nie uczęszczała, zrujnowany budynek starej sali gimnastycznej. I szczerze mówiąc, nie chciała tego widzieć. Wmawiała sobie, że wszystko jest po staremu. Że ona się nie zmieniła. Że z Tylerem tworzy najlepszą parę, jak w liceum, kiedy zostali królem i królową balu. Jednak tylko wypierała rzeczywistość.
Nie widząc sensu w dalszym spacerowaniu, ale jednak nie chcąc wracać do miejsca zamieszkania, dziewczyna postanowiła iść do liceum. Wydawałoby się to głupie, wspominając, że miała ogromne parcie, aby je ukończyć. Chciała jak najszybciej je porzucić i porwać się nowemu życiu. Nie planowała, że kiedykolwiek tu zajrzy bez odrazy, popychając ciężkie drzwi. Jedyne co czuła to nostalgia. Smutek, który ukazał się na jej twarzy w obrazie łez. Szła po szkole, widząc siebie sprzed kilku lat. Była nieustraszona, ciekawska i gotowa na zmiany. W tym momencie było zupełnie na odwrót. Bała się nawet przyznać prawdę sobie. Uśmiechnęła się na widok zdjęcia wywieszonego obok pokoju nauczycielskiego. Było tam zdjęcie grupy cheerledarek, której przewodziła. Pod spodem widniał napis "Caroline Forbes - najwyższa średnia roczniku 2005". Minęło dokładnie 10 lat. 10 lat, które miały być wspaniałe. Miały być początkiem wielkiego sukcesu. A co w tym czasie osiągnęła? Kompletnie nic. Bonnie została lekarką, ukończyła medycynę. Elena jest jedną z najlepszych pisarek. A Caroline? Z najwyższą średnią? Najlepszymi wynikami, osiągnięciami w liceum? Pracowała kilka lat u jubilera, czego nie można nazwać wymarzoną karierą, po czym została zwolniona i jej chłopak załatwił jej pracę. Bo sama nic nie znalazła. W dodatku znów usługiwała komuś. Nawet nie zauważyła, kiedy przestała się starać, olała swoje ambicje. Zawsze pragnęła być dziennikarką, podróżować, spisywać swoje odkrycia. Jednak za bardzo skupiła się na sprawach pobocznych - na kimś innym. Przejmowała się przyjaciółmi, miłością, ale w taki sposób, że zatraciła siebie. Czy o to jej chodziło w tym wszystkim? Po to była tak empatyczna? Myślała, kiedy była w liceum, że to właśnie były jej gorsze czasy. Że jest to najgorsze, co ją spotka, jest zamknięta w jakimś małym miasteczku, bez perspektyw. Ale jeśli uda jej się osiągnąć wspaniały wynik, może spełni marzenia? Może jest taka wspaniała! Ale pomyliła się. Teraz, patrząc na swoje odbicie, młodsze o 10 lat, widziała ten błysk w oku. Wypiętą pierś, na wskutek obejmowanej ją dumy. Uśmiech, który może nie był do końca szczery, ale umiała go podrobić. Teraz nawet nie potrafiła ułożyć ust w niesforny grymas.
Odczuwając za duży napływ emocji, wybiegła z budynku i skierowała się do domu. Chciała wejść szybko do niego i wyminąć Liz bez słowa, jednak drzwi się nie otworzyły. Wzięła więc spod doniczki zapasowy klucz i wbiegła do środka. Biorąc z kuchni ulubioną paczkę żelek, a z salonu ze swojej torby laptopa, skierowała się do swojego starego pokoju i postawiła go na biurku. Zasiadła przed ekranem komputera i nacisnęła przycisk "włącz". Przez chwilę sama nie wiedziała co robi i jaki jest cel tych wszystkich czynności - oprócz zabrania słodyczy, bo była głodna (no spacer nieźle ją wykończył po tej podróży). Siedziała więc jakąś minutę przed włączonym urządzeniem ze spuszczonymi rękoma. Jednak w pewnym momencie zerwała się i otworzyła Word'a, po czym włączyła szablon CV i jak oszalała zaczęła pisać. Robiła to, co powinna zrobić już dawno temu. Wzięła się w garść. 

/hei
nie wiem czy ktoś tu jest, opróćz Aleksandry Kortus, dzięki której ten rozdział w ogóle powstał (pozdrawiam serdecznie!), ale no rozdział jest. I nie wiem czy w ogóle w tym roku wyjdzie kolejny. Zobaczymy jak tam aktywność. Oczywiście zapraszam na wattpada cvrter i ogólnie to chyba tyle
bye

niedziela, 23 października 2016

nowe ff o Klaroline

Cześć. :)

Tak, nie piszę nic na tym blogu;
Tak, pamiętam o nim doskonale;
Tak, mam połowę kolejnego rozdziału.

Jednak nic się nie ukazuje tutaj, ponieważ wiem, że aktywność umarła. Zaczęłam pisać to opowiadanie, kiedy szłam do gimnazjum, teraz je kończę! Dokładnie tak. Trochę upłynęło, ja się zmieniłam, mój styl pisania również i mimo tego, że pierwsze rozdziały mają masę błędów, są niedopracowane, moje wypowiedzi były żałosne, owy blog nie jest aż taki zły. Lubię czytać całe ff w kółko i w kółko, ale nie mogę tego dłużej robić, bo chcę pisać, a gdy się za to zabieram, nie wychodzi z tego nic. Wiem, że to moja wina, bo gdybym mogła, byłoby tutaj wiele więcej obserwatorów, ale jak się okazało, odechciało mi się pisać. Nie zwalę tego na to, że nie miałam czasu, bo to tłumaczenie nie ma sensu, gdyż go miałam, ile ja go miałam! Niestety jednak, blokada twórcza dopadła i mnie, a kiedy już miałam wenę to na prawdę, mój wolny czas dobiegł końca. Druga klasa - było dużo nauki, wakacje wykorzystałam w pełni, nie siedziałam w domu, a teraz będąc w ostatniej klasie, nie mam do czego wracać i jest mi przykro.
Może wrócę do tego bloga, ale jak na razie nie ma do czego, a z racji tego, że dalej tak samo kocham Klaroline, a nawet bardziej, postanowiłam zabrać się za nowe opowiadanie z ich udziałem, tym razem na wattpadzie.
Pierwszy rozdział już się ukazał, zapraszam serdecznie :)
PIERWSZY ROZDZIAŁ NOWEGO OPOWIADANIA O KLAROLINE >>KLIK<<

niedziela, 28 lutego 2016

Klaroline 7x14

OMG!
Hejka!
Ja żyję, ale nie o to chodzi
Oglądaliście tvd? Scenę Klaroline? Dalej w to nie wierzę. Czekałam ponad 2 lata na kolejną scenę. Oglądam w kółko i w kółko to samo... co tu dużo mówić, czekam na więcej, bo mam nadzieję, że coś się jeszcze pokaże, w końcu miał być jej last love, te sprawy :/
Pozdrawiam! ♥

środa, 14 października 2015

Nie, to nie nowy rozdział, ale nowe opowiadanie!

/Cześć. 

omgogmgomgogmogmogmogmogmogmg
Omg, ona ledwo tego bloga pisze, a nowego zakłada
Boże beznadziejny będzie
Nie będę czytać, lol
Ale ten jest lepszy, ja chcę ten 
omgomgomgomgomgomgogmogmgg

Pewnie gdybym miała jakichkolwiek fanów to właśnie taka gównoburza znalazłaby się w komentarzach. Jednak nie mam za wielu czytelników, a teraz prawdopodobnie żadnych, bo praktycznie nic nie piszę. (ale zaczęłam nowy rozdział tutaj! chociaż who cares)
Nie wiem czy ktoś się cieszy, czy nie, ale zakładam nowego bloga. Z opowiadaniem. Wzięłam tym razem pod uwagę to, że nie lubię działać w wyznaczonych granicach, a ten fanfiction mnie ogranicza, bo w końcu muszę dostosować się do charakteru bohaterów, a nie do końca mi to wychodzi.

Do rzeczy 
Blog - zwykły, żadnych fantasy, sf, no nic takiego. Mam zarys fabuły, jednak napiszę tutaj w skrócie -
Celine wyjechała lata temu z miasteczka, gdzie każdy się znał, znalazła studia i najlepszą przyjaciółkę Sugar. Wraca dopiero po pięciu latach, ponieważ jej ojczym staje do ślubnego kobierca. Jego pasierbica będzie musiała zmierzyć się z przeszłością, czyli najpopularniejszymi osobami w Villey, jej byłymi przyjaciółkami oraz, hm... kolegami, powiedzmy, którzy są braćmi.

Okej, nie wygląda to jakoś szczególnie przekonywująco, ale chciałam stworzyć coś... zwyczajnego. Gdzie będę mogła rozwijać się pisarsko, tworząc nowe wątki, dramy i co tam będę chciała. Ponadto postaram się wpasować muzykę do danych fragmentów - wiecie, coś na wzór serialu, haha.

Link podam jeśli napiszę co najmniej 15 rozdziałów. Yup.
Nie chcę aby skończyło się jak z tym blogiem... to znaczy, ten blog się nie skończył, bo wpadnę tu od czasu do czasu, ale jednak chcę zająć się tamtym blogiem.
SKOŃCZONE ROZDZIAŁY: 1/15 <- tak, to będzie edytowane

LINK -> (...)

"obsada":
Celine - Sophia Bush
Sugar - Candice Accola (obecna Caroline Forbes)
Alec - Ian Somerhalder (Damon Salvatore)
Carter - Paul Wesley (Stefan Salvatore)
tak, bracia.
Przyjaciółki - Lucy Hale, Phoebe Tonkin 

Oczywiście będzie wiele innych osób, w planach mam dodać Leighton Meester, ale to później.
Obsadę dodaję dlatego, że niektórych (mnie) to obchodzi.

Piszcie czy Was to zainteresowało! I hope so!

Btw, założyłam instagrama, yup, śmiesznie
instagram.com/swagshitbananas /




wtorek, 18 sierpnia 2015

Rozdział 8

*muzyczka w klimacie*
- Naprawdę? - powiedziała z udawanym zaskoczeniem, sącząc czerwone wino od godziny. Kolacja z Tylerem nie była zła, była po prostu... niewystarczająco dobra, nie to, że miła wielkie oczekiwania. Tyle, że była przyzwyczajona do czegoś innego. Jej chłopak dawno nie zabierał jej na kolację, a co dopiero randkę.
- A później okazało się, że to i tak nie Millie. - zaśmiał się, chwytając dziewczynę za rękę. Uśmiechnęła się tylko i spuściła wzrok na szklankę wina.
- Chyba będę się zbierać - mruknęła - wiesz, jutro muszę wcześnie wstać, w końcu jadę odwiedzić mamę. - postanowiła, że w końcu odwiedzi swoją rodzicielkę. Dawno u niej nie była, a Elena i Bonnie raczej nie zamierzały na razie wyjeżdżać z LA, aby zobaczyć rodzinę. Nie chciała więc dłużej czekać i w końcu się zebrała! Poza tym do miasteczka nie było daleko i nie zajęłoby to jej dłużej niż godzinę.
- Pozwól, że cię odprowadzę.

Jak powiedział, tak zrobił i maszerowali w ciemności poprzez ulice miasta. Nie było tak źle, można nawet stwierdzić, że Caroline się to podobało i nie żałowała, że zgodziła się na tą randkę. Jedyne co ją bolało, to że Klaus pewnie siedzi w domu samotnie i to, że go rozczarowała, trując mu godzinami o Lockwoodzie, a nagle tak po prostu idzie z nim na kolację. Poza tym chyba jej uczucia co do Klausa nie były obojętne... twierdziła tak, póki nie dostrzegła Mikaelsona kręcącego się po ulicy z jakąś lafiryndą. Jej policzki zalały się purpurą, a pięści zacisnęły się. Miała ochotę pociągnąć tą brunetkę za włosy i porządnie pobić. Przecież Niklaus był JEJ, nie tamtej kobiety, czy kogokolwiek innego, tylko i wyłącznie JEJ. Tak, to czuła widząc go w towarzystwie innej. Nie było to uczucie, które ogarniało ją gdy widziała Tylera z jakąś dziewczyną w knajpie, nie, było to coś intensywniejszego.
- Poczekasz tu chwilę? - nie czekając na odpowiedź, ruszyła przed siebie, jednak zatrzymał ją jej rzekomy chłopak. - Co? - nie odwracając się mruknęła, zalewając się złością.
- Właściwie... to nie. - powiedział, a kiedy Caroline odwróciła się przewracając oczyma, klęczał, a światełka wokół jej mieszkania się zapaliły. Wiedziała co chciał zrobić. Doskonale wiedziała. Idealnie, pewnie zrobił to żeby pokazać Klausowi, że ona jest jego.
- Tak. - nie czekała nawet na pytanie, chciała pokazać, że wcale nie jest taka łatwa i nie może ją od razu podmienić na lepszy model.
Nie była to magiczna chwila. Było to uczucie takie, jakbyś kupił jedyną bułkę z serem w sklepie. Pocałowali się, a światełka zgasły.
Tyler dopiero zauważył Niklausa i z wielkim uśmiechem na twarzy orzekł, że się zaręczyli. Forbes zrobiła się blada jak ściana. Nie widział go. To by tłumaczyło, że on NAPRAWDĘ miał pierścionek zaręczynowy, a ona niedługo będzie nazywała się Caroline Lockwood. Zamurowało ją. Klaus zacisnął usta w cienką kreskę, a jego knykcie zrobiły się białe.
- Szczęścia. - mruknął i ruszył przed siebie zostawiając gromadkę. Dziewczyna miała ochotę za nim pobiec, chwycić jego rękę i namiętnie zatopić się w jego ustach krzycząc jak bardzo chce z nim być, a zaręczyny były tylko przykrywką jej uczuć. Zamiast tego stała jak wryta w ramionach Tylera, a jej oczy zaczęły napełniać się łzami.
- Ty płaczesz? - uśmiechnął się jeszcze szerzej, myśląc, że były to łzy szczęścia. A nie były. To miała być jedna z najlepszych chwil jej życia. A nie była. Nic nie było jak powinno.

Dziewczyna weszła, z rykiem wręcz, do mieszkania nie mogąc pohamować łez. Dziewczyny od razu podbiegły do przyjaciółki i nie zwracając uwagi na nic po prostu ją przytuliły.
Pogodziły się i wszystko sobie wytłumaczyły, po czym przeszły do rozmowy.
- ZARĘCZYLIŚCIE SIĘ? CZEMU?
- Myślałam, że wszystko między wami skończone!
- Był tam Klaus i...
- No cudownie.
- Chciałam pokazać mu, że jestem lepsza!
- Dlatego zaręczyłaś się z Lockwoodem?
- ...tak? - mruknęła, sama nieprzekonana do tej odpowiedzi.
- Caroline... walcz o Klausa.
- A ta lafirynda?
- Może daj mu wytłumaczyć?

Jak jej powiedziały tak i zrobiła. Zebrała się w sobie i pobiegła do domu Klausa. Oczywiście nikt nie otwierał, więc wiedząc gdzie trzyma zapasowy klucz weszła do środka. Zaczęła szukać po wszystkich pokojach, a kiedy w końcu dotarła do gabinetu nie znalazła żywej duszy. Jedyne co dostrzegła to liścik na blacie. Z niechęcią otworzyła go i zaczęła czytać.

"Caroline,
Znam Cię, wiedziałem, że będziesz mnie szukać. Jednak wybrałaś swoją drogę, co nie powiem, ale nie spodobało mi się. Codziennie Cię widywałem, więc myślałem, że jednak... ale nie ważne. Nie szukaj mnie, spotkamy się w kościele, na Twoim ślubie. Z Tylerem. Jednakże jak na razie nie będziesz mnie widywać. 

Klaus"


JEST.
WYROBIŁAM SIĘ.
ZDĄŻYŁAM.
TO JUŻ ROK KOCHANI MOI!
Tak, wiele się zmieniło. Na dobre, na złe, ale dziękuję Wam, Czytelnikom, że byliście tu przez cały czas. Naprawdę, dziękuję.
Równo rok istnieje ten blog. Jestem pod wielkim wrażeniem. Nadal wierzę, że Klaroline będzie, nadzieja umiera ostatnia!
To tyle, wiem mało, ale naprawdę nie wiem co powiedzieć, jestem pod wielkim wrażeniem.
D Z I Ę K U JE

ps. to chyba najkrótszy rozdział?
ale najintensywniejszy!


niedziela, 2 sierpnia 2015

Rozdział 7

Otworzyła leniwie prawą powiekę, kiedy poczuła na sobie lekkie promienie światła wydostające się z okna. Wiedziała, że już pora wstawać i udać się do domu, szarej rzeczywistości, jednak powstrzymywała ją myśl, że leży w najwygodniejszym łóżku w całym Los Angeles. Przewróciła się tylko na bok i znów przymknęła oczy, jednak nie na długo, gdyż usłyszała dzwonek do drzwi. Ziewnęła i przeniosła się do pozycji siedzącej. Podrapała się po głowie, przypominając sobie pobudki w liceum, co było o wiele gorsze. W ogóle, po co wstawać? Może się wyspać! Padała już tak na łóżko, kiedy usłyszała gruchającego ptaka, który uderzył w okno. Nie, jednak nie idzie dalej spać.

- Dzień dobry – drzwi otworzył jak zwykle szarmancki Klaus, z uśmiechem na twarzy, poprzez wspomnienie minionej nocy. Lepiej złożyć się nie mogło, zapłakana Caroline, prośba o nocleg… i znowu zignorował fakt, że mógł to wykorzystać do swoich celów. Ale nie chciał jej tak zdobyć. Owszem, był w niej zakochany, nie do końca tego uświadomiony, ale trzymał go fakt, że nie może w taki sposób się z nią odnosić. Musi być delikatny, przyjazny… jak dla prawdziwej przyjaciółki. Której nigdy nie posiadał.
- Witam. Clair Cuper. – kobieta podała swoją smukłą rękę – Ja w sprawie wypadku.  – powiedziała, co wprawiło Nik’a w jeszcze lepszy nastrój. Wprowadził ją do salonu, gdzie wspólnie zasiedli, gawędząc na ważny temat. Na temat wypadku Eleny i Bonnie.

xNie mam co ubrać. Te zdanie zawsze towarzyszyło Caroline z samego rana. Jednak dzisiaj wszystko miała podane na tacy i to jeszcze w jej guście. Nie jak ostatnio. Dlaczego nie miała tak codziennie? Wszystko mieć pod nosem. Umalowana, zeszła po schodach na dół, błądząc po holu znajdującym się na dole. Nie była w tej części mieszkania, dlatego nie miała pojęcia w jaką stronę się udać. Właściwie to nie była pewna, czy chciałaby widzieć Klausa, po tym co dla niej zrobił. Zwykłe dziękuje raczej nie wystarczyłoby. Kiedy więc doszła do kuchni, stwierdziła, że zostanie tutaj i przyrządzi sobie śniadanie. Otworzyła pierwszą lepszą szafkę z brzegu, gdzie zauważyła musli, które wyciągnęła i przyrządziła z bananem i innymi owocami. Do tego wlała do szklani sok pomarańczowy i zasiadła przy blacie. Skupiając się na jedzeniu, dosłyszała głosy, wywodzące się z jakiegoś pokoju. Jej ciekawość oczywiście nagle się obudziła i Forbes od razu znalazła się w pobliżu rozmawiających osób, chowając się za ścianą. Gdy wyjrzała nieco przez framugę, dostrzegła siedzącą tyłem kobietę i swojego wybawiciela, zawzięcie rozmawiających na jakiś temat. Wychyliła się by więcej słyszeć, a wtem jej rozpuszczone włosy za bardzo powiały w ich stronę tak, że Klaus raczej tego nie przeoczył. Caroline szybko wróciła do kuchni i zaczęła kończyć śniadanie. Chwilę po tym było słychać zamykanie się drzwi i kroki ku temu pomieszczeniu. Pomyślała, że może jeszcze uciec, ale chyba nie ma to sensu, kiedy jest w domu Mikaelsona. Zmarszczyła brwi, czekając tylko na swojego oprawcę.
- Rozumiem, że zamiast lokówki następnym razem chcesz gumkę, kochana? – powiedział z ironią, stojąc za Caroline. Kobieta znacznie go zirytowała, biorąc pod uwagę fakt, że musiał przerwać ważne, dla niego, spotkanie. Byłby idiotą, gdyby pozwolił blondynce podsłuchiwać ich rozmowę.
A Forbes się tylko tępo uśmiechnęła. Co miała zrobić? Przytaknąć? Zaprzeczyć? Odpowiedzieć z taką samą ironią? Skończyła swoje śniadanie i położyła brudną miskę do zlewu, podchodząc niebezpiecznie blisko do Klausa.
- Klaus... ja... ja, ja po prostu... - jąkała się, co chwile nerwowo poruszając rękoma. Wszystkie emocje z wczoraj zaczęły się odzywać, obudzając w niej płacz. - Dziękuje. - wykrztusiła, przytulając przyjaciela - Za wszystko. A w szczególności za to, że nigdy ode mnie się nie odwróciłeś. - spojrzała zaszklonymi oczyma na niego, przypominając sobie pewną kłótnię z chłopakiem, do którego niespełna dzień później, wróciła na kolanach, błagając o wybaczenie. Czego robić nie powinna - co w końcu uświadomiła sobie po wczorajszym wieczorze.

//2 tygodnie po wypadku//
Caroline była podekscytowana faktem, iż dziewczyny w końcu wychodzą z najobskurniejszego miejsca, jakie w życiu widziała. To znaczy, okej, był to najlepszy szpital w mieście, ale atmosfery takiej tam nie było. Ponadto naprzeciwko szpitala był zakład pogrzebowy... jak dobrze, że Elena i Bonnie już wracają. Specjalnie posprzątała dom, poobcierała wszystkie kurze, a nawet ugotowała zapiekankę, ulubioną Eleny i zakupiła ulubiony kompot Bonnie! W dodatku przyszykowała stół i zrobiła śliczny bukiet. Tak bardzo się starała. Była dwa tygodnie sama. Samiuteńka. Nie licząc wizyt pewnego mężczyzny.
- Car? - drzwi uchyliły się, a w drzwiach stanął niepewny Tyler, który odbierał dziewczyny. Postawił właśnie walizki przy ścianie, kiedy do domu wleciały jej najlepsze przyjaciółki.
- Caroline! - krzyknęły obydwie, podbiegając do dziewczyny. Przytuliły się, jakby nie widziały się co najmniej kilka wieków.
- Tęskniłam tak bardzo...
- My też. - dopowiedziała Bonnie.
- Naszykowałam wam wszystko! Macie pościelone łóżka, kolacja czeka na stole i będziecie mogły mi się pożalić na temat tego głupiego szpitala! - uśmiechnęła się szeroko Caroline z ogromnym entuzjazmem. Naprawdę wielkim, musiała go zbierać te dwa tygodnie. Była bardzo wesoła poprzez fakt, że ma przy sobie najbliższe osoby.
Bonnie spojrzała smutnym wzrokiem na siostrę Car, na co ona odpowiedziała jej tym samym. Mulatka tym razem zabrała głos - Caroline... dziękujemy, naprawdę, ale jesteśmy tak padnięte, że położymy się spać. - Elena potarła ramię blondynki - Ale jutro spróbujemy, obiecuję! - zaśmiała się.
- Oczywiście, rozumiem. To... dobranoc! - powiedziała lekko zawiedziona, ale przecież mogła się spodziewać. Przecież to było wiadome. Pomachała dziewczynom i podeszła do Tylera.
- To może we dwoje zjemy zapiekankę, hm? - Forbes zarzuciła ręce na szyję swojego chłopaka, unosząc zadziornie kąciki ust do góry.
- Może zaproponuj to Klausowi? - powiedział oburzony, zdejmując kończyny dziewczyny. - Przecież dobrze bawicie się razem, no nie? - dopowiedział po chwili - Pa, Caroline. - pożegnał się, wychodząc z mieszkania.
I takim sposobem została sama.
Znowu.

//teraźniejszość//

- Klaus, dlaczego ty zawsze przy mnie jesteś? Zawsze mnie ratujesz. - spojrzała na niego, tuż po czułym uścisku, którym go obdarowała kolejny raz. Nie mogła sobie wyobrazić jak może mu wynagrodzić wszystko, co dla niej zrobił. Jednego dnia była wesoła i uśmiechnięta, jednak z poczuciem pustki, a drugiego smutna i zapłakana, ale było w niej to coś.
Mikaelsonowi nasuwało się jedno zdanie na usta, 2 słowa, 9 liter, jednak to zniszczyłoby wszystko. Nie wiedział co powiedzieć. Pierwszy raz w życiu stał w bezruchu przy osobie, która oczekiwała odpowiedzi.
- Jesteśmy przyjaciółmi, prawda? - uśmiechnął się, czując beznadziejne wypowiadając te słowa.
Caroline poczuła ukłucie rozczarowania, jednak również uniosła kąciki ust do góry i odeszła od mężczyzny na kilka kroków.
- Prawda. - kiwnęła głową - Ja... będę się zbierać. Pewnie... - nie wiedziała co powiedzieć. Chciała powiedzieć, że dziewczyny będą się o nią martwić, tyle że to była nieprawda, a i zapomniała ich imiona. Nasunęło jej się Elisabeth i Bonita, ale to chyba nie to, no nie? - Muszę podlać kaktusy. - wypaliła, waląc się w czoło w myślach. Kaktusy się w ogóle podlewa? Dlatego nie miała roślin, pewnie wszystkie by pozdychały. - To, żegnaj, jak to mówią! - krzyknęła na odchodne, trzaskając drzwiami.
- Jak to mówią? Żegnaj? Caroline! - szepnęła do siebie, uciekając z miejsca.

Nie do końca wiedziała gdzie teraz pójść, więc po prostu skierowała się do mieszkania. Otworzyła drzwi, przewracając oczami na samą myśl, że zastanie tam swoich "przyjaciół" i gdy ujrzała wszystkich siedzących na kanapie, oglądających jakieś bezsensowne filmy zmarszczyła brwi, trzaskając drzwiami. Byli tak zajęci programem, że dopiero po chwili dostrzegli postać blondynki.
- Caroline! - krzyknęli wszyscy chórkiem, radując się, że w końcu dziewczyna pojawiła się w domu.
- Darujcie sobie. - rzuciła, omijając ich szerokim łukiem. Poszła do pokoju i ponownie z hukiem zamknęła drzwi. Pewnie gdyby były szklane to szkło leżałoby już na ziemi, a krew tryskałaby z jej nóg, w sumie tak jak złość, do której nie potrzebowała szkła, aby kogoś zranić. Po chwili zaczęli pukać w drzwi, lecz Forbes to olała i zaczęła się przebierać. Powinna zmienić opatrunek, ale musiałaby zmierzyć się z wścibskimi spojrzeniami w drodze do łazienki, chociaż z drugiej strony - nie miała zamiaru przesiadywać tu całymi dniami. Po zmianie ubrań, wyszła z pokoju, gdzie zastała siostry, Tylera, Stefana i Damona. Skrzyżowała ręce na piersiach i stanęła naprzeciw nich.
- Słucham więc. Rozumiem, byliście głodni, więc na mnie nie poczekaliście, a lokal wam się znudził, dlatego - wyszczerzyła się i zrobiła pauzę, unosząc palca do góry - poszliście do miejsca, w którym wiedzieliście, że was znajdę! I niespodzianka - pstryknęła palcami odkrywczo - znalazłam! Ale byliście tak zajęci sobą, że nie zauważyliście mnie, kto by się spodziewał, prawda? - uniosła brew do góry, kończąc swój monolog. Wszystkich zatkało. Nie sądzili przecież, że blondynka się na nich obrazi! - A Tyler, rozumiem, że ta lafirynda w brązowych włosach wyglądała jak ja i nazywała się... hm, nie wiem, Carlie? Carolye? Carol? Whatever. - przewróciła oczami, zadowolona ze swojego monologu. Z uśmiechem na twarzy ruszyła do drzwi - Ah Damon, Stefan! Miło was było znowu widzieć! - powiedziała na odchodne, nawet na nich nie patrząc.

- No, kochana, jestem pod wrażeniem. - jedli lody idąc po jednej z ulic LA, kiedy to Caroline opowiadała Klausowi o swoim epizodzie ze znajomymi.
- Miałam dobrego nauczyciela. - zaśmiała się, brudząc się przy tym lodem. Przystanęła, próbując to wytrzeć, jednak miała zbyt lepkie palce. Pomógł jej w tym Klaus, śmiejąc się przy tym z niezdarności dziewczyny. Po tym jak starł, nie oderwał palca od jej brody, wpatrując się w jej oczy. A miał tylko pomóc. Dziewczyna zaczęła nachylać się w wiadomym geście, kiedy
- Car? - odskoczyła jak oparzona od Klausa na głos swojego chłopaka. - Możemy porozmawiać? Na osobności? - spojrzał wrogo na Mikaelsona, niemalże chcąc go zabić.
- Co? Tak? Jasne. - zmarszczyła brwi. To znaczyło, że Tyler całą drogę ich śledził. Wyśmienicie wręcz!
- Przepraszam cię, ten wyskok wczoraj był jednorazowy. Nawet do niczego nie doszło. Po prostu tańczyliśmy...
- W bardzo intymny sposób. - wytknęła, jednak szybko ugryzła się w język myśląc o tym, co przed chwilą zaszło z Niklausem - Przepraszam, kontynuuj.
- Nie zawalę już i obiecuję, to ostatni raz kiedy robię coś takiego - chwycił ją za ręce - Może pójdziemy dzisiaj na kolację? Wieczorem. - powiedział niemal błagalnie. Caroline zaś nie wiedziała co odpowiedzieć. Chyba nie chciała znać odpowiedzi, która plątała jej się w głowie.
- Tyler...
- Proszę, Caroline.
- Niech będzie. Ale bądź punktualnie o 7! - zagroziła palcem, po czym się rozstali, a blondynka wróciła do przyjaciela, który wbrew pozorom słyszał całą rozmowę.
- Wiesz, muszę już iść. Biznes. - nie pożegnał się z dziewczyną i ruszył przed siebie. Ta zaś zmarszczyła brwi, przecież sekundę temu chciał ją całować.
Co tu się właśnie wydarzyło?


/ok
zawiodłam
znowu : )
wiem
przepraszam
mocno
bardzo
dobra, za dużo entera:/
Nie ciągnąc - przez te dwa (dwa? czy więcej?) pożegnałam aż dwójkę moich bliskich, bardzo bliskich i ciężko było chwycić (nie wiem czy to poprawnie, idc, wybaczcie) za ten rozdział, ale wiedziałam, że w te wakacje jeszcze się za to złapię. Ponadto miałam kilka wyjazdów, będę miała kilka wyjazdów, zobaczymy co się jeszcze zdarzy
ALE (oo, znowu enter!) ROZDZIAŁ NA PEWNO (mam nadzieję, wycisnę z siebie wszystko na tą okazję!) POJAWI SIĘ 18 SIERPNIA (2015 [taka śmieszka, no wiadomo, że 2015:(])
co jest wtedy?
ROCZNICA BLOGASKA! ♥
wiecie ile się od wtedy zmieniło? :c
ale to napiszę 18 sierpnia w osobnym poście :) i za wszystko mocno Wam podziękuję!
Wracając.
Chciałam pisać w te wakacje miliony postów, co tydzień nawet, ale wyszło jak wyszło. Mam nadzieję, że dobiję do 10 (wiem, taki challenge, że hohoho!), ale gdyby nie to kiedyś na pewno - bo bloga nigdy nie zamknę. Nawet gdybym miała jakikolwiek wielki kryzys, jest to dla mnie ez sensu, bo kiedyś złapie mnie wena i bym nie miała gdzie pisać, right?
A TERAZ PROŚBA DLA WAS!
Proszę, zagłosujcie w ankiecie, którą Wam zaraz podam, bo chcę zmienić coś. Cokolwiek.
Poza tym chcę wiedzieć czy ktoś to czyta - więc jeśli nie obchodzą Cię zmiany, ale to czytasz, daj mi znać tam w okienku: "Jestem tu, bo czytam". Nie chcę w końcu pisać tego dla siebie, smutno trochę by było:((
No i wiecie komentujcie, nawet wystarczy "fajnie" :c I obserwujcie! Będziecie na bieżąco!
Poza tym to tyle,
Do 18 sierpnia ♥
Maniaczka [32] enterów ze mnie, heh
KLIK KLIK KLIK jestem ankietą KLIK KLIK KLIK
Tłumaczę jak to zrobię
- Dajmy, najwięcej osób będzie chciało abym zmieniła wygląd - zrobię kolejną ankietę co konkretnie i wtedy ogarnę ;) W końcu po roku czas na zmiany!


P.S.
Jeśli lubisz grać w PBF, to napisz do mnie na gg [48683269], zgadamy się! Może gdzieś zagramy! Bo ja jakaś super w to nie jestem, ale chętnie bym z kimś coś tam ogarnęła^^

wtorek, 28 kwietnia 2015

Rozdział 6

Caroline Forbes, urocza blondynka, już kolejną godzinę spędzała w swojej garderobie, tzn. łazience, która była cała w sukienkach, spódnicach, bluzkach, swetrach i innych ubraniach dziewczyny. Nie przejmowała się tym jak będzie wyglądać, wcale, po prostu chce ułożyć nowy look, który będzie mogła ubierać na co dzień, bo takowe jej się skończyły, ot co. Jednak sama satysfakcja, gdy ujrzy ją w idealnym makijażu, pięknie dopasowanych do niej ubraniach, lokach opadających swobodnie na plecy i buty, które same wyrażałyby to jak bardzo są cudowne, byłaby na pewno miła. Nawet więcej niżeli tylko miła! Może więc jednak ubierała się trochę dla niego?
Spojrzała na telefon, który wskazywał za pięć siódmą. Cholera! Jej komórka nawet nie zdążyła się zablokować, gdy na wyświetlaczu pojawiło się zdjęcie jej chłopaka. Westchnęła, trochę zawiedziona, że to może nie ktoś inny, ale odebrała telefon i tak z uśmiechem.
- Car? Hej! - powiedział, a Forbes nawet nie zdążyła się przywitać, gdy ponownie zabrał głos. - Idziemy gdzieś dzisiaj? Do miasta przyjechali bracia Salvatore, pamiętasz ich? - oh, Stefan! Na jego myśl kąciki ust same uniosły się do góry, byli przyjaciółmi, a przez pewien okres czasu nawet parą, jednak nie udało się i zostali z relacją przyjacielską, ale naprawdę przyjacielską, nie taką, że zostaniemy przyjaciółmi, ale nic z tego nie będzie. Gorzej z Damonem, którego lubiła, jednak ciężko było mieć z nim jakąkolwiek pozytywną relację, gdy był w rozsypce, co przez Elenę było częste. Za to umiał pocieszać i zawsze przemycał dla niej trochę alkoholu, kiedy taka potrzeba była, a nawet do baru nieletnią Forbes zaciągał.
Nie wiedziała co teraz zrobić, naprawdę miała ochotę na wyjście do baru, czy gdziekolwiek ze starymi przyjaciółmi, ale chyba bez dokumentów nie da rady. Chyba, że szybko skoczy do Klausa, a umówią się na późniejszą godzinę! Mimo, że młodzi jak kiedyś już nie byli, z chęcią pochodziłaby z nimi do kolejnego dnia, jak to robili w liceum.
- Okej! Wezmę jeszcze Elenę i Bonnie, na pewno się ucieszą. O 21 spotkamy się w Pann's? - zaproponowała, bo w końcu w barze tym rozdawali dobre jedzenie i alkohol też!
- Do zobaczenia! - powiedział w odpowiedzi i rozłączył się, a gdy to zrobił na telefonie pokazała się 19:10, ubrania zaś nadal leżały wokół niej. Może 21 to za wcześnie?
- Caroline?! - krzyknęły dziewczyny, wchodząc do łazienki, nie zważając na to, że mogła siedzieć goła na pralce i siedząc w rozkroku golić nogi. Na szczęście nic jeszcze nie zrobiła... to znaczy, nie na szczęście.
- Ja nigdzie z Tylerem nie idę. - nabuzowała się Elena, zakładając jak mała dziewczynka ręce na piersiach. Bonnie pokiwała głową twierdząco, zgadzając się ze słowami mojej siostry.
- Nie chcecie spotkać się z braćmi Salvatore? - powiedziała z satysfakcją, widząc malujące się zdziwienie i ugięcie na twarzach dziewczyn. Elena na pewno była szczęśliwa, biorąc pod uwagę, że w była w związku z każdym z braci, a relacje miała z nimi bardzo pozytywne. Na początku chodziła ze Stefanem, ale kiedy do gry wkroczył Damon, dziewczyna w końcu odpuściła i rzuciła się w jego ramiona - wtedy też młodszy zaczął chodzić z Caroline. Sielanka skończyła się kiedy dziewczyny wyjechały na studia.
- Przyśpiesz tempo, bo ja nie zdążę. - burknęła Elena odchodząc z miejsca, a Caroline z Bonnie zaśmiały się.

Stała niepewna pod ciężkimi drzwiami Niklausa Mikaelsona. To znaczy, nie miała pojęcia czy to odpowiednie wejście, ponieważ przeszła przez bramkę, a jej oczom ukazały się jakieś drzwi, dlatego to do nich podeszła. Po dłuższych przemyśleniach wybrała najodpowiedniejsze ubrania jakie tylko znalazła. Nie przywiązała wagi do tego, aby jakoś szczególnie elegancko się ubrać, do Klausa poszła odebrać tylko dokumenty, nawet nie zamierzała wchodzić do środka. Nawet jeśli się uśmiechnie i pokaże swoje piękne dołeczki.
Cicho zapukała, nie widząc dzwonka, ani nic w tym rodzaju. Nie musiała długo czekać, ponieważ w drzwiach stanął mężczyzna, oczywiście z uniesionymi do góry kącikami ust. Wywróciła na to oczami, przepychając się przez mężczyznę do środka. Nie chciała patrzyć na niego, bo wiedziała, że jak będzie tak wlepiała w niego swój wzrok spóźni się na spotkanie z przyjaciółmi. Założyła ręce na piersiach, poprawiając też niesforne kosmyki, plątające się przed oczyma. Nie miała jakoś czasu, aby dokładnie pofalować włosy, gdyż Elena zajęła jej łazienkę. Hm, przejmowała się i to strasznie. Za to Caroline nie czuła stresu, miała tylko nadzieję, że będzie dokładnie jak kiedyś.
- Klaus, nie mam czasu, daj mi dokumenty. - powiedziała stanowczo, przestępując z nogi na nogę. Nadal na niego nie patrząc, wzrok kierowała na szarą ścianę.
- Lovely, złość ci szkodzi. Co jeśli dokumenty mam na górze, a...
- To idź po nie! - krzyknęła sfrustrowana, wymachując rękoma przed jego nosem. Gdy tak nimi ruszała, Niklaus złapał jej dłonie i przybliżył do jej policzka, delikatnie muskając go swoimi palcami. Nienawidziła kiedy ją dotykał... a raczej tak sobie wmawiała. Jego dotyk zawsze rozpalał w niej pożądanie, ale w życiu nie przyznałaby się do czegoś takiego. Przymknęła oczy, licząc na coś więcej i twarzą kierowała się ku niemu, gdy niespodziewanie on ją puścił i z sarkastycznym uśmiechem podał jej dokumenty do drugiej ręki. Stała chwilę rozgoryczona, po czym spojrzała na niego i szybkim krokiem wyszła z jego domu, nie oglądając się za siebie.
Dlaczego to zrobił? Wiedział, że ma chłopaka, owszem, ale to nie to było przeszkodą. Jakby chciał, pozbyłby się go od razu. Ale problem tkwił w tym, że ona wyciągała go z mrocznej sfery. Robił się miękki. Słaby. A to pogrążyłoby go na całej linii. Zawiedziony podobnie jak Caroline, udał się na górę i wlał Bourbon do szklanki.

Chyba nikt nigdy nie lubi się spóźniać i każdy przeklina w duchu, że nie wyszedł wcześniej niż powinien. Caroline właśnie znajdowała się w takiej sytuacji i biegła jak szalona przed siebie, starając się nareszcie dobiec do celu, który był już niedaleko. Miała nadzieję, że nie zaczęli bez niej posiłku, gdyż była głodna. Poza tym przecież wiedzieli, że przyjdzie i byłoby niesprawiedliwym gdyby zastała ich smacznie zajadających kolacje. W liceum nikt się nią nie przejmował, bo to jej siostra była w centrum zainteresowania i Bonnie była jej przyjaciółką, Caroline raczej piątym kołem u wozu, jednak kiedy zamieszkały we trójkę - bez żadnych chłopaków, zdane tylko na siebie, wszystko wywróciło się do góry nogami i stały się sobie bliższe. Jednak obecność starych znajomych może przywołać przeszłość, prawda?
Dziewczyna właśnie wpadła do baru, kiedy zastała zbierających się jej przyjaciół. Elena uśmiechająca się od ucha do ucha przy braciach, którym się nie przypatrzyła, bo łzy goryczy popłynęły po jej rozgrzanych do czerwoności policzkach, gdy zobaczyła Tylera bawiącego się w najlepsze pośród jakichś brunetek, wraz z Damonem, który dołączył do niego. Bonnie opowiadała coś (mądrego zapewne) Stefanowi, przy czym śmiali się do rozpuku i nie wyglądało na to, aby komuś brakowało Forbes. Czy oni w ogóle wiedzieli, że ma ona się dzisiaj zjawić? Wybiegła z pomieszczenia ze spuszczoną głową, nie wiedząc co innego zrobić i nie chcąc udać się do domu pobiegła w drugie, dobrze jej znane miejsce.
Nie każdy zabiega o zainteresowanie, ponieważ po prostu nie potrzebuje. Caroline od kilku lat już należała do takich osób, była przyzwyczajona, że zawsze już będzie miała zwykłe życie, zwyczajną rodzinę, zwyczajnych przyjaciół i zwyczajnego chłopaka. Miała przyjaciół, przy których wystarczyło, że była. Tyle, że jej pogląd w tej chwili uległ zmianie. Kiedy znalazła się w swoim dotychczas ulubionym miejscu, za miastem, na zapuszczonym już parku, o którym wiedziała tylko Caroline, Elena i Bonnie zwolniła tempo, słysząc śmiechy i głosy. Wystraszona cofnęła się w tył, wywracając się przez wystającą kłodę. Jęknęła z bólu, upadając na twardy grunt.
- Słyszeliście to? - Caroline doniósł wystraszony głos jej siostry. Nie chcąc jej spotkać w takim stanie, jeszcze gorzej stęknęła, jednak uniosła się, wspomagając o pobliskie drzewo, przy czym poharatała sobie nogę i to dosyć mocno, gdyż kiedy uciekała z miejsca, musiała przytrzymywać sobie ranę, by nie ubrudzić się napływającą krwią. Wybiegła za park i złapała auto na stopa, które akurat jechało w stronę jej miasta. Podziękowała łkając, co nie uszło uwadze kierowcy, który popatrzył kątem oka na płaczącą z tyłu Forbes.
- Wszystko dobrze? - powiedział coraz bardziej niespokojny stanem dziewczyny, która z każdą chwilą coraz bardziej chciała zniknąć. Powiedziała tylko, że wszystko w porządku i uśmiechnęła się przez zaciśnięte zęby, starając jakoś utrzymać. Byłoby w porządku gdyby chociaż napisali, zadzwonili, cokolwiek, gdzie tymczasem jej skrzynka była pusta. Ponownie zeszła na drugi plan. Jedyną osobą, dla której się liczyła był nieludzki Klaus. Który, swoją drogą, okazał się jej najlepszym... znajomym. Otarła łzy i kiedy zobaczyła dom, w którym niedawno była poprosiła o zatrzymanie i wysiadła z auta. Weszła na posesję, jednak z mniejszą pewnością niż w myślach i kiedy miała się wycofać, zauważyła otwierające się drzwi. Stała jak wryta, dopóki nie podszedł do niej mężczyzna, który wyzwolił w niej ponownie płacz. Przytuliła go, tak po prostu, bez zbędnych podtekstów. Był w tej chwili jedyną osobą, której mogła się wyżalić. Klaus był zdziwiony, pierwszy raz w życiu, ktoś pragnął od niego oparcia, nie dlatego, że był sławny, miał pieniądze... po prostu miał przyjaciółkę.
- Mogę u ciebie przenocować? - odlepiła się na chwilę od jego ramienia, ocierając łzy. Popatrzyła na niego błagalnie dodając - Proszę.
Pokiwał tylko głową i zaprowadził ją do środka.
Była w tym domu już kolejny raz, co z resztą jej się podobało. Nie sądziła, że jeszcze kiedykolwiek tu wróci, a teraz kierowała się do łazienki, aby wziąć prysznic. Nie chciała wracać teraz do mieszkania, widzieć roześmianych twarzy jej "przyjaciółek", które będą opowiadały jaką miały świetną zabawę. Bez niej. Przekroczyła próg i znalazła się przed lustrem. Zmyła swój makijaż i spojrzała głęboko w swoje odbicie. Co Klaus i Tyler w niej widzieli? Słaba, zapłakana blondynka o nijakiej urodzie. Potrząsnęła głową wybijając te słowa i pomyślała, że tylko się dołuje. Nie jest taka. Weszła do kabiny i ciepła woda spłynęła po jej ciele, wywołując przyjemne uczucie. Sięgnęła po waniliowy płyn, stojący nieopodal i zabrała się za pozbywanie się dzisiejszych zarazek. Wszystko zaczęło ją nagle szczypać, kiedy płyn i woda doszły do głębokich ran. Energicznie skręciła kurek, a butelka z płynem upadła na kafelki. Jak poparzona wyszła z pod prysznica i okryła się ręcznikiem, kurczowo wycierając przy tym obrażenia. Nie wydawała z siebie żadnych dźwięków, aby nie wystraszyć Klausa, nie zamierzała chwalić mu się swoimi siniakami. Zacisnęła mocno zęby, czując dalszy ból i przysiadła na zimne kafelki. Po dłuższej chwili wytchnienia weszła jeszcze raz do kabiny i delikatniej zaczęła się myć. Zajęło jej to trochę czasu, ale gdy już to zrobiła, wyszła z pod prysznica i przebrała się w piżamę, którą dostała. Koszula Klausa i jego bokserki, które pachniały nowością - nic więcej w końcu nie mógł zaoferować. Mając na sobie owe ubrania, zauważyła, że jej nogi są w fatalnym stanie. Ręce z resztą też. Jakby uszła z życiem. Cholera, co ona ma teraz zrobić? Klaus zapewne wezwie jakąś karetkę, czy Bóg wie co, a to nic poważnego... to znaczy, tak jej się wydawało. Wyjrzała przez szparę w drzwiach, czy nigdzie nie plącze się właściciel domu. Przez dłuższy czas nikogo nie słyszała, dlatego uchyliła drzwi i postawiła stopę za łazienkę, co okazało się błędem, gdyż Nik właśnie wyszedł ze swojego pokoju, który był tuż obok. Szybko zamknęła drzwi, cofając nogę. A już była tak blisko!
- Caroline, kochana - zaczął, cicho pukając, a serce Forbes zabiło szybciej. Raczej tu nie wejdzie, ale... ale? - ja wiem, że kobiety w łazience spędzają wiele czasu, ale ja nie mam pojęcia co ty robisz przez półtorej godziny, więc może mnie oświecisz? - rzucił, nadal stojąc przy drzwiach.
Przez chwile stała w bezruchu próbując coś wymyślić, ale na nic jej to przyszło.
- Już wychodzę i chyba położę się od razu spać, wiesz jestem zmęczona i w ogóle. - stała tak dalej, nie wiedząc co jeszcze dodać, bo Klaus pewnie będzie stał i czekał aż ona wyjdzie. - Może przyniesiesz mi szklankę herbaty do pokoju? Dzięki! - dodała zbyt nerwowo.
Mikaelson wiedział, że coś się święci, więc odpowiedział twierdząco, ale nie poszedł, tylko udał, że schodzi na dół. Tak naprawdę oddalił się tylko od drzwi. Wiedział kiedy Caroline kłamie, a trzeba było przyznać - martwił się o nią.
Blondynka w końcu wyszła z łazienki i niestety (dla niej), wpadła na Klausa, który ironicznie się uśmiechając trzymał głowę podpartą na dłoni. Nie widział jej siniaków, gdyż stali w mroku, ponieważ światło nie było zapalone. Do czasu, gdy Klaus je zapalił. Jego wyraz twarzy diametralnie się zmienił, gdy oczy podążyły w okolice poniżej pasa. Był zły, że nie powiedziała mu o tym, a on w ciemno przyjął ją do domu. Za to oczy dziewczyny zaszkliły się. Bez słowa, wziął ją w ręce i zaniósł do pokoju, po czym opatrzył jej rany i ułożył do snu, jak małe dziecko. Gdy wychodził, szybko chwyciła go za rękę.
- Dziękuję. - szepnęła i oddała się w objęcia Morfeusza.


//heja
przepraszam, że obiecałam, że z datą będę dodawała rozdziały itepe, ale niestety dotknęła mnie nieprzyjemna sytuacja i sprawa się skomplikowała.
w sumie sytuacja trwa dalej, ale trudno, staram pisać się regularnie tym razem rozdziały i tym razem nie zawalę!
proszę o komentarze, możecie napisać super rozdział, a mnie tak to motywuje, że piszę połowę rozdziału, naprawdę!
i obserwujcie, to też sups sprawa!<3
jeśli macie jakieś pytania piszcie w komentarzach, na pocztę (zazaoazka@gmail.com), albo gg 48683269
nie gryzę hihi
to tyle
papapapapapappa