- Naprawdę? - powiedziała z udawanym zaskoczeniem, sącząc czerwone wino od godziny. Kolacja z Tylerem nie była zła, była po prostu... niewystarczająco dobra, nie to, że miła wielkie oczekiwania. Tyle, że była przyzwyczajona do czegoś innego. Jej chłopak dawno nie zabierał jej na kolację, a co dopiero randkę.
- A później okazało się, że to i tak nie Millie. - zaśmiał się, chwytając dziewczynę za rękę. Uśmiechnęła się tylko i spuściła wzrok na szklankę wina.
- Chyba będę się zbierać - mruknęła - wiesz, jutro muszę wcześnie wstać, w końcu jadę odwiedzić mamę. - postanowiła, że w końcu odwiedzi swoją rodzicielkę. Dawno u niej nie była, a Elena i Bonnie raczej nie zamierzały na razie wyjeżdżać z LA, aby zobaczyć rodzinę. Nie chciała więc dłużej czekać i w końcu się zebrała! Poza tym do miasteczka nie było daleko i nie zajęłoby to jej dłużej niż godzinę.
- Pozwól, że cię odprowadzę.
Jak powiedział, tak zrobił i maszerowali w ciemności poprzez ulice miasta. Nie było tak źle, można nawet stwierdzić, że Caroline się to podobało i nie żałowała, że zgodziła się na tą randkę. Jedyne co ją bolało, to że Klaus pewnie siedzi w domu samotnie i to, że go rozczarowała, trując mu godzinami o Lockwoodzie, a nagle tak po prostu idzie z nim na kolację. Poza tym chyba jej uczucia co do Klausa nie były obojętne... twierdziła tak, póki nie dostrzegła Mikaelsona kręcącego się po ulicy z jakąś lafiryndą. Jej policzki zalały się purpurą, a pięści zacisnęły się. Miała ochotę pociągnąć tą brunetkę za włosy i porządnie pobić. Przecież Niklaus był JEJ, nie tamtej kobiety, czy kogokolwiek innego, tylko i wyłącznie JEJ. Tak, to czuła widząc go w towarzystwie innej. Nie było to uczucie, które ogarniało ją gdy widziała Tylera z jakąś dziewczyną w knajpie, nie, było to coś intensywniejszego.
- Poczekasz tu chwilę? - nie czekając na odpowiedź, ruszyła przed siebie, jednak zatrzymał ją jej rzekomy chłopak. - Co? - nie odwracając się mruknęła, zalewając się złością.
- Właściwie... to nie. - powiedział, a kiedy Caroline odwróciła się przewracając oczyma, klęczał, a światełka wokół jej mieszkania się zapaliły. Wiedziała co chciał zrobić. Doskonale wiedziała. Idealnie, pewnie zrobił to żeby pokazać Klausowi, że ona jest jego.
- Tak. - nie czekała nawet na pytanie, chciała pokazać, że wcale nie jest taka łatwa i nie może ją od razu podmienić na lepszy model.
Nie była to magiczna chwila. Było to uczucie takie, jakbyś kupił jedyną bułkę z serem w sklepie. Pocałowali się, a światełka zgasły.
Tyler dopiero zauważył Niklausa i z wielkim uśmiechem na twarzy orzekł, że się zaręczyli. Forbes zrobiła się blada jak ściana. Nie widział go. To by tłumaczyło, że on NAPRAWDĘ miał pierścionek zaręczynowy, a ona niedługo będzie nazywała się Caroline Lockwood. Zamurowało ją. Klaus zacisnął usta w cienką kreskę, a jego knykcie zrobiły się białe.
- Szczęścia. - mruknął i ruszył przed siebie zostawiając gromadkę. Dziewczyna miała ochotę za nim pobiec, chwycić jego rękę i namiętnie zatopić się w jego ustach krzycząc jak bardzo chce z nim być, a zaręczyny były tylko przykrywką jej uczuć. Zamiast tego stała jak wryta w ramionach Tylera, a jej oczy zaczęły napełniać się łzami.
- Ty płaczesz? - uśmiechnął się jeszcze szerzej, myśląc, że były to łzy szczęścia. A nie były. To miała być jedna z najlepszych chwil jej życia. A nie była. Nic nie było jak powinno.
Dziewczyna weszła, z rykiem wręcz, do mieszkania nie mogąc pohamować łez. Dziewczyny od razu podbiegły do przyjaciółki i nie zwracając uwagi na nic po prostu ją przytuliły.
Pogodziły się i wszystko sobie wytłumaczyły, po czym przeszły do rozmowy.
- ZARĘCZYLIŚCIE SIĘ? CZEMU?
- Myślałam, że wszystko między wami skończone!
- Był tam Klaus i...
- No cudownie.
- Chciałam pokazać mu, że jestem lepsza!
- Dlatego zaręczyłaś się z Lockwoodem?
- ...tak? - mruknęła, sama nieprzekonana do tej odpowiedzi.
- Caroline... walcz o Klausa.
- A ta lafirynda?
- Może daj mu wytłumaczyć?
Jak jej powiedziały tak i zrobiła. Zebrała się w sobie i pobiegła do domu Klausa. Oczywiście nikt nie otwierał, więc wiedząc gdzie trzyma zapasowy klucz weszła do środka. Zaczęła szukać po wszystkich pokojach, a kiedy w końcu dotarła do gabinetu nie znalazła żywej duszy. Jedyne co dostrzegła to liścik na blacie. Z niechęcią otworzyła go i zaczęła czytać.
"Caroline,
Znam Cię, wiedziałem, że będziesz mnie szukać. Jednak wybrałaś swoją drogę, co nie powiem, ale nie spodobało mi się. Codziennie Cię widywałem, więc myślałem, że jednak... ale nie ważne. Nie szukaj mnie, spotkamy się w kościele, na Twoim ślubie. Z Tylerem. Jednakże jak na razie nie będziesz mnie widywać.
Klaus"
JEST.
WYROBIŁAM SIĘ.
ZDĄŻYŁAM.
TO JUŻ ROK KOCHANI MOI!
Tak, wiele się zmieniło. Na dobre, na złe, ale dziękuję Wam, Czytelnikom, że byliście tu przez cały czas. Naprawdę, dziękuję.
Równo rok istnieje ten blog. Jestem pod wielkim wrażeniem. Nadal wierzę, że Klaroline będzie, nadzieja umiera ostatnia!
To tyle, wiem mało, ale naprawdę nie wiem co powiedzieć, jestem pod wielkim wrażeniem.
D Z I Ę K U JE
ps. to chyba najkrótszy rozdział?
ale najintensywniejszy!
nadrobilam wszystkie rozdzialy i uwazam ze masz talent i piszesz swietnie ta historie :) Tylko blagam cie dodawaj rozdzialy czesciej :) Zapraszam do siebie na nowy rozdział: http://anotherstrorycaroline.blogspot.com/
OdpowiedzUsuńJestem pod wrażeniem! :) rozdział ten jak i poprzednie są mega świetne i wciagajace! Jejku Klaus jest cudowny ❤ czekam na next :)
OdpowiedzUsuń