środa, 14 października 2015

Nie, to nie nowy rozdział, ale nowe opowiadanie!

/Cześć. 

omgogmgomgogmogmogmogmogmogmg
Omg, ona ledwo tego bloga pisze, a nowego zakłada
Boże beznadziejny będzie
Nie będę czytać, lol
Ale ten jest lepszy, ja chcę ten 
omgomgomgomgomgomgogmogmgg

Pewnie gdybym miała jakichkolwiek fanów to właśnie taka gównoburza znalazłaby się w komentarzach. Jednak nie mam za wielu czytelników, a teraz prawdopodobnie żadnych, bo praktycznie nic nie piszę. (ale zaczęłam nowy rozdział tutaj! chociaż who cares)
Nie wiem czy ktoś się cieszy, czy nie, ale zakładam nowego bloga. Z opowiadaniem. Wzięłam tym razem pod uwagę to, że nie lubię działać w wyznaczonych granicach, a ten fanfiction mnie ogranicza, bo w końcu muszę dostosować się do charakteru bohaterów, a nie do końca mi to wychodzi.

Do rzeczy 
Blog - zwykły, żadnych fantasy, sf, no nic takiego. Mam zarys fabuły, jednak napiszę tutaj w skrócie -
Celine wyjechała lata temu z miasteczka, gdzie każdy się znał, znalazła studia i najlepszą przyjaciółkę Sugar. Wraca dopiero po pięciu latach, ponieważ jej ojczym staje do ślubnego kobierca. Jego pasierbica będzie musiała zmierzyć się z przeszłością, czyli najpopularniejszymi osobami w Villey, jej byłymi przyjaciółkami oraz, hm... kolegami, powiedzmy, którzy są braćmi.

Okej, nie wygląda to jakoś szczególnie przekonywująco, ale chciałam stworzyć coś... zwyczajnego. Gdzie będę mogła rozwijać się pisarsko, tworząc nowe wątki, dramy i co tam będę chciała. Ponadto postaram się wpasować muzykę do danych fragmentów - wiecie, coś na wzór serialu, haha.

Link podam jeśli napiszę co najmniej 15 rozdziałów. Yup.
Nie chcę aby skończyło się jak z tym blogiem... to znaczy, ten blog się nie skończył, bo wpadnę tu od czasu do czasu, ale jednak chcę zająć się tamtym blogiem.
SKOŃCZONE ROZDZIAŁY: 1/15 <- tak, to będzie edytowane

LINK -> (...)

"obsada":
Celine - Sophia Bush
Sugar - Candice Accola (obecna Caroline Forbes)
Alec - Ian Somerhalder (Damon Salvatore)
Carter - Paul Wesley (Stefan Salvatore)
tak, bracia.
Przyjaciółki - Lucy Hale, Phoebe Tonkin 

Oczywiście będzie wiele innych osób, w planach mam dodać Leighton Meester, ale to później.
Obsadę dodaję dlatego, że niektórych (mnie) to obchodzi.

Piszcie czy Was to zainteresowało! I hope so!

Btw, założyłam instagrama, yup, śmiesznie
instagram.com/swagshitbananas /




wtorek, 18 sierpnia 2015

Rozdział 8

*muzyczka w klimacie*
- Naprawdę? - powiedziała z udawanym zaskoczeniem, sącząc czerwone wino od godziny. Kolacja z Tylerem nie była zła, była po prostu... niewystarczająco dobra, nie to, że miła wielkie oczekiwania. Tyle, że była przyzwyczajona do czegoś innego. Jej chłopak dawno nie zabierał jej na kolację, a co dopiero randkę.
- A później okazało się, że to i tak nie Millie. - zaśmiał się, chwytając dziewczynę za rękę. Uśmiechnęła się tylko i spuściła wzrok na szklankę wina.
- Chyba będę się zbierać - mruknęła - wiesz, jutro muszę wcześnie wstać, w końcu jadę odwiedzić mamę. - postanowiła, że w końcu odwiedzi swoją rodzicielkę. Dawno u niej nie była, a Elena i Bonnie raczej nie zamierzały na razie wyjeżdżać z LA, aby zobaczyć rodzinę. Nie chciała więc dłużej czekać i w końcu się zebrała! Poza tym do miasteczka nie było daleko i nie zajęłoby to jej dłużej niż godzinę.
- Pozwól, że cię odprowadzę.

Jak powiedział, tak zrobił i maszerowali w ciemności poprzez ulice miasta. Nie było tak źle, można nawet stwierdzić, że Caroline się to podobało i nie żałowała, że zgodziła się na tą randkę. Jedyne co ją bolało, to że Klaus pewnie siedzi w domu samotnie i to, że go rozczarowała, trując mu godzinami o Lockwoodzie, a nagle tak po prostu idzie z nim na kolację. Poza tym chyba jej uczucia co do Klausa nie były obojętne... twierdziła tak, póki nie dostrzegła Mikaelsona kręcącego się po ulicy z jakąś lafiryndą. Jej policzki zalały się purpurą, a pięści zacisnęły się. Miała ochotę pociągnąć tą brunetkę za włosy i porządnie pobić. Przecież Niklaus był JEJ, nie tamtej kobiety, czy kogokolwiek innego, tylko i wyłącznie JEJ. Tak, to czuła widząc go w towarzystwie innej. Nie było to uczucie, które ogarniało ją gdy widziała Tylera z jakąś dziewczyną w knajpie, nie, było to coś intensywniejszego.
- Poczekasz tu chwilę? - nie czekając na odpowiedź, ruszyła przed siebie, jednak zatrzymał ją jej rzekomy chłopak. - Co? - nie odwracając się mruknęła, zalewając się złością.
- Właściwie... to nie. - powiedział, a kiedy Caroline odwróciła się przewracając oczyma, klęczał, a światełka wokół jej mieszkania się zapaliły. Wiedziała co chciał zrobić. Doskonale wiedziała. Idealnie, pewnie zrobił to żeby pokazać Klausowi, że ona jest jego.
- Tak. - nie czekała nawet na pytanie, chciała pokazać, że wcale nie jest taka łatwa i nie może ją od razu podmienić na lepszy model.
Nie była to magiczna chwila. Było to uczucie takie, jakbyś kupił jedyną bułkę z serem w sklepie. Pocałowali się, a światełka zgasły.
Tyler dopiero zauważył Niklausa i z wielkim uśmiechem na twarzy orzekł, że się zaręczyli. Forbes zrobiła się blada jak ściana. Nie widział go. To by tłumaczyło, że on NAPRAWDĘ miał pierścionek zaręczynowy, a ona niedługo będzie nazywała się Caroline Lockwood. Zamurowało ją. Klaus zacisnął usta w cienką kreskę, a jego knykcie zrobiły się białe.
- Szczęścia. - mruknął i ruszył przed siebie zostawiając gromadkę. Dziewczyna miała ochotę za nim pobiec, chwycić jego rękę i namiętnie zatopić się w jego ustach krzycząc jak bardzo chce z nim być, a zaręczyny były tylko przykrywką jej uczuć. Zamiast tego stała jak wryta w ramionach Tylera, a jej oczy zaczęły napełniać się łzami.
- Ty płaczesz? - uśmiechnął się jeszcze szerzej, myśląc, że były to łzy szczęścia. A nie były. To miała być jedna z najlepszych chwil jej życia. A nie była. Nic nie było jak powinno.

Dziewczyna weszła, z rykiem wręcz, do mieszkania nie mogąc pohamować łez. Dziewczyny od razu podbiegły do przyjaciółki i nie zwracając uwagi na nic po prostu ją przytuliły.
Pogodziły się i wszystko sobie wytłumaczyły, po czym przeszły do rozmowy.
- ZARĘCZYLIŚCIE SIĘ? CZEMU?
- Myślałam, że wszystko między wami skończone!
- Był tam Klaus i...
- No cudownie.
- Chciałam pokazać mu, że jestem lepsza!
- Dlatego zaręczyłaś się z Lockwoodem?
- ...tak? - mruknęła, sama nieprzekonana do tej odpowiedzi.
- Caroline... walcz o Klausa.
- A ta lafirynda?
- Może daj mu wytłumaczyć?

Jak jej powiedziały tak i zrobiła. Zebrała się w sobie i pobiegła do domu Klausa. Oczywiście nikt nie otwierał, więc wiedząc gdzie trzyma zapasowy klucz weszła do środka. Zaczęła szukać po wszystkich pokojach, a kiedy w końcu dotarła do gabinetu nie znalazła żywej duszy. Jedyne co dostrzegła to liścik na blacie. Z niechęcią otworzyła go i zaczęła czytać.

"Caroline,
Znam Cię, wiedziałem, że będziesz mnie szukać. Jednak wybrałaś swoją drogę, co nie powiem, ale nie spodobało mi się. Codziennie Cię widywałem, więc myślałem, że jednak... ale nie ważne. Nie szukaj mnie, spotkamy się w kościele, na Twoim ślubie. Z Tylerem. Jednakże jak na razie nie będziesz mnie widywać. 

Klaus"


JEST.
WYROBIŁAM SIĘ.
ZDĄŻYŁAM.
TO JUŻ ROK KOCHANI MOI!
Tak, wiele się zmieniło. Na dobre, na złe, ale dziękuję Wam, Czytelnikom, że byliście tu przez cały czas. Naprawdę, dziękuję.
Równo rok istnieje ten blog. Jestem pod wielkim wrażeniem. Nadal wierzę, że Klaroline będzie, nadzieja umiera ostatnia!
To tyle, wiem mało, ale naprawdę nie wiem co powiedzieć, jestem pod wielkim wrażeniem.
D Z I Ę K U JE

ps. to chyba najkrótszy rozdział?
ale najintensywniejszy!


niedziela, 2 sierpnia 2015

Rozdział 7

Otworzyła leniwie prawą powiekę, kiedy poczuła na sobie lekkie promienie światła wydostające się z okna. Wiedziała, że już pora wstawać i udać się do domu, szarej rzeczywistości, jednak powstrzymywała ją myśl, że leży w najwygodniejszym łóżku w całym Los Angeles. Przewróciła się tylko na bok i znów przymknęła oczy, jednak nie na długo, gdyż usłyszała dzwonek do drzwi. Ziewnęła i przeniosła się do pozycji siedzącej. Podrapała się po głowie, przypominając sobie pobudki w liceum, co było o wiele gorsze. W ogóle, po co wstawać? Może się wyspać! Padała już tak na łóżko, kiedy usłyszała gruchającego ptaka, który uderzył w okno. Nie, jednak nie idzie dalej spać.

- Dzień dobry – drzwi otworzył jak zwykle szarmancki Klaus, z uśmiechem na twarzy, poprzez wspomnienie minionej nocy. Lepiej złożyć się nie mogło, zapłakana Caroline, prośba o nocleg… i znowu zignorował fakt, że mógł to wykorzystać do swoich celów. Ale nie chciał jej tak zdobyć. Owszem, był w niej zakochany, nie do końca tego uświadomiony, ale trzymał go fakt, że nie może w taki sposób się z nią odnosić. Musi być delikatny, przyjazny… jak dla prawdziwej przyjaciółki. Której nigdy nie posiadał.
- Witam. Clair Cuper. – kobieta podała swoją smukłą rękę – Ja w sprawie wypadku.  – powiedziała, co wprawiło Nik’a w jeszcze lepszy nastrój. Wprowadził ją do salonu, gdzie wspólnie zasiedli, gawędząc na ważny temat. Na temat wypadku Eleny i Bonnie.

xNie mam co ubrać. Te zdanie zawsze towarzyszyło Caroline z samego rana. Jednak dzisiaj wszystko miała podane na tacy i to jeszcze w jej guście. Nie jak ostatnio. Dlaczego nie miała tak codziennie? Wszystko mieć pod nosem. Umalowana, zeszła po schodach na dół, błądząc po holu znajdującym się na dole. Nie była w tej części mieszkania, dlatego nie miała pojęcia w jaką stronę się udać. Właściwie to nie była pewna, czy chciałaby widzieć Klausa, po tym co dla niej zrobił. Zwykłe dziękuje raczej nie wystarczyłoby. Kiedy więc doszła do kuchni, stwierdziła, że zostanie tutaj i przyrządzi sobie śniadanie. Otworzyła pierwszą lepszą szafkę z brzegu, gdzie zauważyła musli, które wyciągnęła i przyrządziła z bananem i innymi owocami. Do tego wlała do szklani sok pomarańczowy i zasiadła przy blacie. Skupiając się na jedzeniu, dosłyszała głosy, wywodzące się z jakiegoś pokoju. Jej ciekawość oczywiście nagle się obudziła i Forbes od razu znalazła się w pobliżu rozmawiających osób, chowając się za ścianą. Gdy wyjrzała nieco przez framugę, dostrzegła siedzącą tyłem kobietę i swojego wybawiciela, zawzięcie rozmawiających na jakiś temat. Wychyliła się by więcej słyszeć, a wtem jej rozpuszczone włosy za bardzo powiały w ich stronę tak, że Klaus raczej tego nie przeoczył. Caroline szybko wróciła do kuchni i zaczęła kończyć śniadanie. Chwilę po tym było słychać zamykanie się drzwi i kroki ku temu pomieszczeniu. Pomyślała, że może jeszcze uciec, ale chyba nie ma to sensu, kiedy jest w domu Mikaelsona. Zmarszczyła brwi, czekając tylko na swojego oprawcę.
- Rozumiem, że zamiast lokówki następnym razem chcesz gumkę, kochana? – powiedział z ironią, stojąc za Caroline. Kobieta znacznie go zirytowała, biorąc pod uwagę fakt, że musiał przerwać ważne, dla niego, spotkanie. Byłby idiotą, gdyby pozwolił blondynce podsłuchiwać ich rozmowę.
A Forbes się tylko tępo uśmiechnęła. Co miała zrobić? Przytaknąć? Zaprzeczyć? Odpowiedzieć z taką samą ironią? Skończyła swoje śniadanie i położyła brudną miskę do zlewu, podchodząc niebezpiecznie blisko do Klausa.
- Klaus... ja... ja, ja po prostu... - jąkała się, co chwile nerwowo poruszając rękoma. Wszystkie emocje z wczoraj zaczęły się odzywać, obudzając w niej płacz. - Dziękuje. - wykrztusiła, przytulając przyjaciela - Za wszystko. A w szczególności za to, że nigdy ode mnie się nie odwróciłeś. - spojrzała zaszklonymi oczyma na niego, przypominając sobie pewną kłótnię z chłopakiem, do którego niespełna dzień później, wróciła na kolanach, błagając o wybaczenie. Czego robić nie powinna - co w końcu uświadomiła sobie po wczorajszym wieczorze.

//2 tygodnie po wypadku//
Caroline była podekscytowana faktem, iż dziewczyny w końcu wychodzą z najobskurniejszego miejsca, jakie w życiu widziała. To znaczy, okej, był to najlepszy szpital w mieście, ale atmosfery takiej tam nie było. Ponadto naprzeciwko szpitala był zakład pogrzebowy... jak dobrze, że Elena i Bonnie już wracają. Specjalnie posprzątała dom, poobcierała wszystkie kurze, a nawet ugotowała zapiekankę, ulubioną Eleny i zakupiła ulubiony kompot Bonnie! W dodatku przyszykowała stół i zrobiła śliczny bukiet. Tak bardzo się starała. Była dwa tygodnie sama. Samiuteńka. Nie licząc wizyt pewnego mężczyzny.
- Car? - drzwi uchyliły się, a w drzwiach stanął niepewny Tyler, który odbierał dziewczyny. Postawił właśnie walizki przy ścianie, kiedy do domu wleciały jej najlepsze przyjaciółki.
- Caroline! - krzyknęły obydwie, podbiegając do dziewczyny. Przytuliły się, jakby nie widziały się co najmniej kilka wieków.
- Tęskniłam tak bardzo...
- My też. - dopowiedziała Bonnie.
- Naszykowałam wam wszystko! Macie pościelone łóżka, kolacja czeka na stole i będziecie mogły mi się pożalić na temat tego głupiego szpitala! - uśmiechnęła się szeroko Caroline z ogromnym entuzjazmem. Naprawdę wielkim, musiała go zbierać te dwa tygodnie. Była bardzo wesoła poprzez fakt, że ma przy sobie najbliższe osoby.
Bonnie spojrzała smutnym wzrokiem na siostrę Car, na co ona odpowiedziała jej tym samym. Mulatka tym razem zabrała głos - Caroline... dziękujemy, naprawdę, ale jesteśmy tak padnięte, że położymy się spać. - Elena potarła ramię blondynki - Ale jutro spróbujemy, obiecuję! - zaśmiała się.
- Oczywiście, rozumiem. To... dobranoc! - powiedziała lekko zawiedziona, ale przecież mogła się spodziewać. Przecież to było wiadome. Pomachała dziewczynom i podeszła do Tylera.
- To może we dwoje zjemy zapiekankę, hm? - Forbes zarzuciła ręce na szyję swojego chłopaka, unosząc zadziornie kąciki ust do góry.
- Może zaproponuj to Klausowi? - powiedział oburzony, zdejmując kończyny dziewczyny. - Przecież dobrze bawicie się razem, no nie? - dopowiedział po chwili - Pa, Caroline. - pożegnał się, wychodząc z mieszkania.
I takim sposobem została sama.
Znowu.

//teraźniejszość//

- Klaus, dlaczego ty zawsze przy mnie jesteś? Zawsze mnie ratujesz. - spojrzała na niego, tuż po czułym uścisku, którym go obdarowała kolejny raz. Nie mogła sobie wyobrazić jak może mu wynagrodzić wszystko, co dla niej zrobił. Jednego dnia była wesoła i uśmiechnięta, jednak z poczuciem pustki, a drugiego smutna i zapłakana, ale było w niej to coś.
Mikaelsonowi nasuwało się jedno zdanie na usta, 2 słowa, 9 liter, jednak to zniszczyłoby wszystko. Nie wiedział co powiedzieć. Pierwszy raz w życiu stał w bezruchu przy osobie, która oczekiwała odpowiedzi.
- Jesteśmy przyjaciółmi, prawda? - uśmiechnął się, czując beznadziejne wypowiadając te słowa.
Caroline poczuła ukłucie rozczarowania, jednak również uniosła kąciki ust do góry i odeszła od mężczyzny na kilka kroków.
- Prawda. - kiwnęła głową - Ja... będę się zbierać. Pewnie... - nie wiedziała co powiedzieć. Chciała powiedzieć, że dziewczyny będą się o nią martwić, tyle że to była nieprawda, a i zapomniała ich imiona. Nasunęło jej się Elisabeth i Bonita, ale to chyba nie to, no nie? - Muszę podlać kaktusy. - wypaliła, waląc się w czoło w myślach. Kaktusy się w ogóle podlewa? Dlatego nie miała roślin, pewnie wszystkie by pozdychały. - To, żegnaj, jak to mówią! - krzyknęła na odchodne, trzaskając drzwiami.
- Jak to mówią? Żegnaj? Caroline! - szepnęła do siebie, uciekając z miejsca.

Nie do końca wiedziała gdzie teraz pójść, więc po prostu skierowała się do mieszkania. Otworzyła drzwi, przewracając oczami na samą myśl, że zastanie tam swoich "przyjaciół" i gdy ujrzała wszystkich siedzących na kanapie, oglądających jakieś bezsensowne filmy zmarszczyła brwi, trzaskając drzwiami. Byli tak zajęci programem, że dopiero po chwili dostrzegli postać blondynki.
- Caroline! - krzyknęli wszyscy chórkiem, radując się, że w końcu dziewczyna pojawiła się w domu.
- Darujcie sobie. - rzuciła, omijając ich szerokim łukiem. Poszła do pokoju i ponownie z hukiem zamknęła drzwi. Pewnie gdyby były szklane to szkło leżałoby już na ziemi, a krew tryskałaby z jej nóg, w sumie tak jak złość, do której nie potrzebowała szkła, aby kogoś zranić. Po chwili zaczęli pukać w drzwi, lecz Forbes to olała i zaczęła się przebierać. Powinna zmienić opatrunek, ale musiałaby zmierzyć się z wścibskimi spojrzeniami w drodze do łazienki, chociaż z drugiej strony - nie miała zamiaru przesiadywać tu całymi dniami. Po zmianie ubrań, wyszła z pokoju, gdzie zastała siostry, Tylera, Stefana i Damona. Skrzyżowała ręce na piersiach i stanęła naprzeciw nich.
- Słucham więc. Rozumiem, byliście głodni, więc na mnie nie poczekaliście, a lokal wam się znudził, dlatego - wyszczerzyła się i zrobiła pauzę, unosząc palca do góry - poszliście do miejsca, w którym wiedzieliście, że was znajdę! I niespodzianka - pstryknęła palcami odkrywczo - znalazłam! Ale byliście tak zajęci sobą, że nie zauważyliście mnie, kto by się spodziewał, prawda? - uniosła brew do góry, kończąc swój monolog. Wszystkich zatkało. Nie sądzili przecież, że blondynka się na nich obrazi! - A Tyler, rozumiem, że ta lafirynda w brązowych włosach wyglądała jak ja i nazywała się... hm, nie wiem, Carlie? Carolye? Carol? Whatever. - przewróciła oczami, zadowolona ze swojego monologu. Z uśmiechem na twarzy ruszyła do drzwi - Ah Damon, Stefan! Miło was było znowu widzieć! - powiedziała na odchodne, nawet na nich nie patrząc.

- No, kochana, jestem pod wrażeniem. - jedli lody idąc po jednej z ulic LA, kiedy to Caroline opowiadała Klausowi o swoim epizodzie ze znajomymi.
- Miałam dobrego nauczyciela. - zaśmiała się, brudząc się przy tym lodem. Przystanęła, próbując to wytrzeć, jednak miała zbyt lepkie palce. Pomógł jej w tym Klaus, śmiejąc się przy tym z niezdarności dziewczyny. Po tym jak starł, nie oderwał palca od jej brody, wpatrując się w jej oczy. A miał tylko pomóc. Dziewczyna zaczęła nachylać się w wiadomym geście, kiedy
- Car? - odskoczyła jak oparzona od Klausa na głos swojego chłopaka. - Możemy porozmawiać? Na osobności? - spojrzał wrogo na Mikaelsona, niemalże chcąc go zabić.
- Co? Tak? Jasne. - zmarszczyła brwi. To znaczyło, że Tyler całą drogę ich śledził. Wyśmienicie wręcz!
- Przepraszam cię, ten wyskok wczoraj był jednorazowy. Nawet do niczego nie doszło. Po prostu tańczyliśmy...
- W bardzo intymny sposób. - wytknęła, jednak szybko ugryzła się w język myśląc o tym, co przed chwilą zaszło z Niklausem - Przepraszam, kontynuuj.
- Nie zawalę już i obiecuję, to ostatni raz kiedy robię coś takiego - chwycił ją za ręce - Może pójdziemy dzisiaj na kolację? Wieczorem. - powiedział niemal błagalnie. Caroline zaś nie wiedziała co odpowiedzieć. Chyba nie chciała znać odpowiedzi, która plątała jej się w głowie.
- Tyler...
- Proszę, Caroline.
- Niech będzie. Ale bądź punktualnie o 7! - zagroziła palcem, po czym się rozstali, a blondynka wróciła do przyjaciela, który wbrew pozorom słyszał całą rozmowę.
- Wiesz, muszę już iść. Biznes. - nie pożegnał się z dziewczyną i ruszył przed siebie. Ta zaś zmarszczyła brwi, przecież sekundę temu chciał ją całować.
Co tu się właśnie wydarzyło?


/ok
zawiodłam
znowu : )
wiem
przepraszam
mocno
bardzo
dobra, za dużo entera:/
Nie ciągnąc - przez te dwa (dwa? czy więcej?) pożegnałam aż dwójkę moich bliskich, bardzo bliskich i ciężko było chwycić (nie wiem czy to poprawnie, idc, wybaczcie) za ten rozdział, ale wiedziałam, że w te wakacje jeszcze się za to złapię. Ponadto miałam kilka wyjazdów, będę miała kilka wyjazdów, zobaczymy co się jeszcze zdarzy
ALE (oo, znowu enter!) ROZDZIAŁ NA PEWNO (mam nadzieję, wycisnę z siebie wszystko na tą okazję!) POJAWI SIĘ 18 SIERPNIA (2015 [taka śmieszka, no wiadomo, że 2015:(])
co jest wtedy?
ROCZNICA BLOGASKA! ♥
wiecie ile się od wtedy zmieniło? :c
ale to napiszę 18 sierpnia w osobnym poście :) i za wszystko mocno Wam podziękuję!
Wracając.
Chciałam pisać w te wakacje miliony postów, co tydzień nawet, ale wyszło jak wyszło. Mam nadzieję, że dobiję do 10 (wiem, taki challenge, że hohoho!), ale gdyby nie to kiedyś na pewno - bo bloga nigdy nie zamknę. Nawet gdybym miała jakikolwiek wielki kryzys, jest to dla mnie ez sensu, bo kiedyś złapie mnie wena i bym nie miała gdzie pisać, right?
A TERAZ PROŚBA DLA WAS!
Proszę, zagłosujcie w ankiecie, którą Wam zaraz podam, bo chcę zmienić coś. Cokolwiek.
Poza tym chcę wiedzieć czy ktoś to czyta - więc jeśli nie obchodzą Cię zmiany, ale to czytasz, daj mi znać tam w okienku: "Jestem tu, bo czytam". Nie chcę w końcu pisać tego dla siebie, smutno trochę by było:((
No i wiecie komentujcie, nawet wystarczy "fajnie" :c I obserwujcie! Będziecie na bieżąco!
Poza tym to tyle,
Do 18 sierpnia ♥
Maniaczka [32] enterów ze mnie, heh
KLIK KLIK KLIK jestem ankietą KLIK KLIK KLIK
Tłumaczę jak to zrobię
- Dajmy, najwięcej osób będzie chciało abym zmieniła wygląd - zrobię kolejną ankietę co konkretnie i wtedy ogarnę ;) W końcu po roku czas na zmiany!


P.S.
Jeśli lubisz grać w PBF, to napisz do mnie na gg [48683269], zgadamy się! Może gdzieś zagramy! Bo ja jakaś super w to nie jestem, ale chętnie bym z kimś coś tam ogarnęła^^

wtorek, 28 kwietnia 2015

Rozdział 6

Caroline Forbes, urocza blondynka, już kolejną godzinę spędzała w swojej garderobie, tzn. łazience, która była cała w sukienkach, spódnicach, bluzkach, swetrach i innych ubraniach dziewczyny. Nie przejmowała się tym jak będzie wyglądać, wcale, po prostu chce ułożyć nowy look, który będzie mogła ubierać na co dzień, bo takowe jej się skończyły, ot co. Jednak sama satysfakcja, gdy ujrzy ją w idealnym makijażu, pięknie dopasowanych do niej ubraniach, lokach opadających swobodnie na plecy i buty, które same wyrażałyby to jak bardzo są cudowne, byłaby na pewno miła. Nawet więcej niżeli tylko miła! Może więc jednak ubierała się trochę dla niego?
Spojrzała na telefon, który wskazywał za pięć siódmą. Cholera! Jej komórka nawet nie zdążyła się zablokować, gdy na wyświetlaczu pojawiło się zdjęcie jej chłopaka. Westchnęła, trochę zawiedziona, że to może nie ktoś inny, ale odebrała telefon i tak z uśmiechem.
- Car? Hej! - powiedział, a Forbes nawet nie zdążyła się przywitać, gdy ponownie zabrał głos. - Idziemy gdzieś dzisiaj? Do miasta przyjechali bracia Salvatore, pamiętasz ich? - oh, Stefan! Na jego myśl kąciki ust same uniosły się do góry, byli przyjaciółmi, a przez pewien okres czasu nawet parą, jednak nie udało się i zostali z relacją przyjacielską, ale naprawdę przyjacielską, nie taką, że zostaniemy przyjaciółmi, ale nic z tego nie będzie. Gorzej z Damonem, którego lubiła, jednak ciężko było mieć z nim jakąkolwiek pozytywną relację, gdy był w rozsypce, co przez Elenę było częste. Za to umiał pocieszać i zawsze przemycał dla niej trochę alkoholu, kiedy taka potrzeba była, a nawet do baru nieletnią Forbes zaciągał.
Nie wiedziała co teraz zrobić, naprawdę miała ochotę na wyjście do baru, czy gdziekolwiek ze starymi przyjaciółmi, ale chyba bez dokumentów nie da rady. Chyba, że szybko skoczy do Klausa, a umówią się na późniejszą godzinę! Mimo, że młodzi jak kiedyś już nie byli, z chęcią pochodziłaby z nimi do kolejnego dnia, jak to robili w liceum.
- Okej! Wezmę jeszcze Elenę i Bonnie, na pewno się ucieszą. O 21 spotkamy się w Pann's? - zaproponowała, bo w końcu w barze tym rozdawali dobre jedzenie i alkohol też!
- Do zobaczenia! - powiedział w odpowiedzi i rozłączył się, a gdy to zrobił na telefonie pokazała się 19:10, ubrania zaś nadal leżały wokół niej. Może 21 to za wcześnie?
- Caroline?! - krzyknęły dziewczyny, wchodząc do łazienki, nie zważając na to, że mogła siedzieć goła na pralce i siedząc w rozkroku golić nogi. Na szczęście nic jeszcze nie zrobiła... to znaczy, nie na szczęście.
- Ja nigdzie z Tylerem nie idę. - nabuzowała się Elena, zakładając jak mała dziewczynka ręce na piersiach. Bonnie pokiwała głową twierdząco, zgadzając się ze słowami mojej siostry.
- Nie chcecie spotkać się z braćmi Salvatore? - powiedziała z satysfakcją, widząc malujące się zdziwienie i ugięcie na twarzach dziewczyn. Elena na pewno była szczęśliwa, biorąc pod uwagę, że w była w związku z każdym z braci, a relacje miała z nimi bardzo pozytywne. Na początku chodziła ze Stefanem, ale kiedy do gry wkroczył Damon, dziewczyna w końcu odpuściła i rzuciła się w jego ramiona - wtedy też młodszy zaczął chodzić z Caroline. Sielanka skończyła się kiedy dziewczyny wyjechały na studia.
- Przyśpiesz tempo, bo ja nie zdążę. - burknęła Elena odchodząc z miejsca, a Caroline z Bonnie zaśmiały się.

Stała niepewna pod ciężkimi drzwiami Niklausa Mikaelsona. To znaczy, nie miała pojęcia czy to odpowiednie wejście, ponieważ przeszła przez bramkę, a jej oczom ukazały się jakieś drzwi, dlatego to do nich podeszła. Po dłuższych przemyśleniach wybrała najodpowiedniejsze ubrania jakie tylko znalazła. Nie przywiązała wagi do tego, aby jakoś szczególnie elegancko się ubrać, do Klausa poszła odebrać tylko dokumenty, nawet nie zamierzała wchodzić do środka. Nawet jeśli się uśmiechnie i pokaże swoje piękne dołeczki.
Cicho zapukała, nie widząc dzwonka, ani nic w tym rodzaju. Nie musiała długo czekać, ponieważ w drzwiach stanął mężczyzna, oczywiście z uniesionymi do góry kącikami ust. Wywróciła na to oczami, przepychając się przez mężczyznę do środka. Nie chciała patrzyć na niego, bo wiedziała, że jak będzie tak wlepiała w niego swój wzrok spóźni się na spotkanie z przyjaciółmi. Założyła ręce na piersiach, poprawiając też niesforne kosmyki, plątające się przed oczyma. Nie miała jakoś czasu, aby dokładnie pofalować włosy, gdyż Elena zajęła jej łazienkę. Hm, przejmowała się i to strasznie. Za to Caroline nie czuła stresu, miała tylko nadzieję, że będzie dokładnie jak kiedyś.
- Klaus, nie mam czasu, daj mi dokumenty. - powiedziała stanowczo, przestępując z nogi na nogę. Nadal na niego nie patrząc, wzrok kierowała na szarą ścianę.
- Lovely, złość ci szkodzi. Co jeśli dokumenty mam na górze, a...
- To idź po nie! - krzyknęła sfrustrowana, wymachując rękoma przed jego nosem. Gdy tak nimi ruszała, Niklaus złapał jej dłonie i przybliżył do jej policzka, delikatnie muskając go swoimi palcami. Nienawidziła kiedy ją dotykał... a raczej tak sobie wmawiała. Jego dotyk zawsze rozpalał w niej pożądanie, ale w życiu nie przyznałaby się do czegoś takiego. Przymknęła oczy, licząc na coś więcej i twarzą kierowała się ku niemu, gdy niespodziewanie on ją puścił i z sarkastycznym uśmiechem podał jej dokumenty do drugiej ręki. Stała chwilę rozgoryczona, po czym spojrzała na niego i szybkim krokiem wyszła z jego domu, nie oglądając się za siebie.
Dlaczego to zrobił? Wiedział, że ma chłopaka, owszem, ale to nie to było przeszkodą. Jakby chciał, pozbyłby się go od razu. Ale problem tkwił w tym, że ona wyciągała go z mrocznej sfery. Robił się miękki. Słaby. A to pogrążyłoby go na całej linii. Zawiedziony podobnie jak Caroline, udał się na górę i wlał Bourbon do szklanki.

Chyba nikt nigdy nie lubi się spóźniać i każdy przeklina w duchu, że nie wyszedł wcześniej niż powinien. Caroline właśnie znajdowała się w takiej sytuacji i biegła jak szalona przed siebie, starając się nareszcie dobiec do celu, który był już niedaleko. Miała nadzieję, że nie zaczęli bez niej posiłku, gdyż była głodna. Poza tym przecież wiedzieli, że przyjdzie i byłoby niesprawiedliwym gdyby zastała ich smacznie zajadających kolacje. W liceum nikt się nią nie przejmował, bo to jej siostra była w centrum zainteresowania i Bonnie była jej przyjaciółką, Caroline raczej piątym kołem u wozu, jednak kiedy zamieszkały we trójkę - bez żadnych chłopaków, zdane tylko na siebie, wszystko wywróciło się do góry nogami i stały się sobie bliższe. Jednak obecność starych znajomych może przywołać przeszłość, prawda?
Dziewczyna właśnie wpadła do baru, kiedy zastała zbierających się jej przyjaciół. Elena uśmiechająca się od ucha do ucha przy braciach, którym się nie przypatrzyła, bo łzy goryczy popłynęły po jej rozgrzanych do czerwoności policzkach, gdy zobaczyła Tylera bawiącego się w najlepsze pośród jakichś brunetek, wraz z Damonem, który dołączył do niego. Bonnie opowiadała coś (mądrego zapewne) Stefanowi, przy czym śmiali się do rozpuku i nie wyglądało na to, aby komuś brakowało Forbes. Czy oni w ogóle wiedzieli, że ma ona się dzisiaj zjawić? Wybiegła z pomieszczenia ze spuszczoną głową, nie wiedząc co innego zrobić i nie chcąc udać się do domu pobiegła w drugie, dobrze jej znane miejsce.
Nie każdy zabiega o zainteresowanie, ponieważ po prostu nie potrzebuje. Caroline od kilku lat już należała do takich osób, była przyzwyczajona, że zawsze już będzie miała zwykłe życie, zwyczajną rodzinę, zwyczajnych przyjaciół i zwyczajnego chłopaka. Miała przyjaciół, przy których wystarczyło, że była. Tyle, że jej pogląd w tej chwili uległ zmianie. Kiedy znalazła się w swoim dotychczas ulubionym miejscu, za miastem, na zapuszczonym już parku, o którym wiedziała tylko Caroline, Elena i Bonnie zwolniła tempo, słysząc śmiechy i głosy. Wystraszona cofnęła się w tył, wywracając się przez wystającą kłodę. Jęknęła z bólu, upadając na twardy grunt.
- Słyszeliście to? - Caroline doniósł wystraszony głos jej siostry. Nie chcąc jej spotkać w takim stanie, jeszcze gorzej stęknęła, jednak uniosła się, wspomagając o pobliskie drzewo, przy czym poharatała sobie nogę i to dosyć mocno, gdyż kiedy uciekała z miejsca, musiała przytrzymywać sobie ranę, by nie ubrudzić się napływającą krwią. Wybiegła za park i złapała auto na stopa, które akurat jechało w stronę jej miasta. Podziękowała łkając, co nie uszło uwadze kierowcy, który popatrzył kątem oka na płaczącą z tyłu Forbes.
- Wszystko dobrze? - powiedział coraz bardziej niespokojny stanem dziewczyny, która z każdą chwilą coraz bardziej chciała zniknąć. Powiedziała tylko, że wszystko w porządku i uśmiechnęła się przez zaciśnięte zęby, starając jakoś utrzymać. Byłoby w porządku gdyby chociaż napisali, zadzwonili, cokolwiek, gdzie tymczasem jej skrzynka była pusta. Ponownie zeszła na drugi plan. Jedyną osobą, dla której się liczyła był nieludzki Klaus. Który, swoją drogą, okazał się jej najlepszym... znajomym. Otarła łzy i kiedy zobaczyła dom, w którym niedawno była poprosiła o zatrzymanie i wysiadła z auta. Weszła na posesję, jednak z mniejszą pewnością niż w myślach i kiedy miała się wycofać, zauważyła otwierające się drzwi. Stała jak wryta, dopóki nie podszedł do niej mężczyzna, który wyzwolił w niej ponownie płacz. Przytuliła go, tak po prostu, bez zbędnych podtekstów. Był w tej chwili jedyną osobą, której mogła się wyżalić. Klaus był zdziwiony, pierwszy raz w życiu, ktoś pragnął od niego oparcia, nie dlatego, że był sławny, miał pieniądze... po prostu miał przyjaciółkę.
- Mogę u ciebie przenocować? - odlepiła się na chwilę od jego ramienia, ocierając łzy. Popatrzyła na niego błagalnie dodając - Proszę.
Pokiwał tylko głową i zaprowadził ją do środka.
Była w tym domu już kolejny raz, co z resztą jej się podobało. Nie sądziła, że jeszcze kiedykolwiek tu wróci, a teraz kierowała się do łazienki, aby wziąć prysznic. Nie chciała wracać teraz do mieszkania, widzieć roześmianych twarzy jej "przyjaciółek", które będą opowiadały jaką miały świetną zabawę. Bez niej. Przekroczyła próg i znalazła się przed lustrem. Zmyła swój makijaż i spojrzała głęboko w swoje odbicie. Co Klaus i Tyler w niej widzieli? Słaba, zapłakana blondynka o nijakiej urodzie. Potrząsnęła głową wybijając te słowa i pomyślała, że tylko się dołuje. Nie jest taka. Weszła do kabiny i ciepła woda spłynęła po jej ciele, wywołując przyjemne uczucie. Sięgnęła po waniliowy płyn, stojący nieopodal i zabrała się za pozbywanie się dzisiejszych zarazek. Wszystko zaczęło ją nagle szczypać, kiedy płyn i woda doszły do głębokich ran. Energicznie skręciła kurek, a butelka z płynem upadła na kafelki. Jak poparzona wyszła z pod prysznica i okryła się ręcznikiem, kurczowo wycierając przy tym obrażenia. Nie wydawała z siebie żadnych dźwięków, aby nie wystraszyć Klausa, nie zamierzała chwalić mu się swoimi siniakami. Zacisnęła mocno zęby, czując dalszy ból i przysiadła na zimne kafelki. Po dłuższej chwili wytchnienia weszła jeszcze raz do kabiny i delikatniej zaczęła się myć. Zajęło jej to trochę czasu, ale gdy już to zrobiła, wyszła z pod prysznica i przebrała się w piżamę, którą dostała. Koszula Klausa i jego bokserki, które pachniały nowością - nic więcej w końcu nie mógł zaoferować. Mając na sobie owe ubrania, zauważyła, że jej nogi są w fatalnym stanie. Ręce z resztą też. Jakby uszła z życiem. Cholera, co ona ma teraz zrobić? Klaus zapewne wezwie jakąś karetkę, czy Bóg wie co, a to nic poważnego... to znaczy, tak jej się wydawało. Wyjrzała przez szparę w drzwiach, czy nigdzie nie plącze się właściciel domu. Przez dłuższy czas nikogo nie słyszała, dlatego uchyliła drzwi i postawiła stopę za łazienkę, co okazało się błędem, gdyż Nik właśnie wyszedł ze swojego pokoju, który był tuż obok. Szybko zamknęła drzwi, cofając nogę. A już była tak blisko!
- Caroline, kochana - zaczął, cicho pukając, a serce Forbes zabiło szybciej. Raczej tu nie wejdzie, ale... ale? - ja wiem, że kobiety w łazience spędzają wiele czasu, ale ja nie mam pojęcia co ty robisz przez półtorej godziny, więc może mnie oświecisz? - rzucił, nadal stojąc przy drzwiach.
Przez chwile stała w bezruchu próbując coś wymyślić, ale na nic jej to przyszło.
- Już wychodzę i chyba położę się od razu spać, wiesz jestem zmęczona i w ogóle. - stała tak dalej, nie wiedząc co jeszcze dodać, bo Klaus pewnie będzie stał i czekał aż ona wyjdzie. - Może przyniesiesz mi szklankę herbaty do pokoju? Dzięki! - dodała zbyt nerwowo.
Mikaelson wiedział, że coś się święci, więc odpowiedział twierdząco, ale nie poszedł, tylko udał, że schodzi na dół. Tak naprawdę oddalił się tylko od drzwi. Wiedział kiedy Caroline kłamie, a trzeba było przyznać - martwił się o nią.
Blondynka w końcu wyszła z łazienki i niestety (dla niej), wpadła na Klausa, który ironicznie się uśmiechając trzymał głowę podpartą na dłoni. Nie widział jej siniaków, gdyż stali w mroku, ponieważ światło nie było zapalone. Do czasu, gdy Klaus je zapalił. Jego wyraz twarzy diametralnie się zmienił, gdy oczy podążyły w okolice poniżej pasa. Był zły, że nie powiedziała mu o tym, a on w ciemno przyjął ją do domu. Za to oczy dziewczyny zaszkliły się. Bez słowa, wziął ją w ręce i zaniósł do pokoju, po czym opatrzył jej rany i ułożył do snu, jak małe dziecko. Gdy wychodził, szybko chwyciła go za rękę.
- Dziękuję. - szepnęła i oddała się w objęcia Morfeusza.


//heja
przepraszam, że obiecałam, że z datą będę dodawała rozdziały itepe, ale niestety dotknęła mnie nieprzyjemna sytuacja i sprawa się skomplikowała.
w sumie sytuacja trwa dalej, ale trudno, staram pisać się regularnie tym razem rozdziały i tym razem nie zawalę!
proszę o komentarze, możecie napisać super rozdział, a mnie tak to motywuje, że piszę połowę rozdziału, naprawdę!
i obserwujcie, to też sups sprawa!<3
jeśli macie jakieś pytania piszcie w komentarzach, na pocztę (zazaoazka@gmail.com), albo gg 48683269
nie gryzę hihi
to tyle
papapapapapappa

wtorek, 10 marca 2015

Rozdział 5

- Dlaczego wybrała Jeffa? Ten film był bez sensu. - oburzona Bonnie właśnie nałożyła płaszcz i wyrzuciła kubełek po popcornie.
- Nie mów, że wolisz Ernesta?! Nie dość, że ją zdradził z Sabriną to imię ma beznadziejne. I włosy ma jak Justin Bieber pięć lat temu... a ma ponad trzydziestkę. - Elena zmarszczyła brwi podążając za przyjaciółką. Pomyśleć, że trzy miesiące temu kłóciły się o łóżko w szpitalu.
- Okej, ja wam powiem, że powinna zostać sama. J. od samego początku patrzył tylko na jej cycki, a Ernest powinien skończyć z jej siostrą, a nie czyszcząc kible. Clair powinna skończyć jako redaktorka w tej gazecie i tam szukać miłości. - podsumowałam, zarzucając szalik na szyję. Co za głupie pomysły, w sumie to film był głupi. Dać dziewczynom wybrać raz film! - No co? - zmarszczyłam brwi, kiedy spojrzały na mnie z wyrzutem. Nie miałam racji?
- Nic. Chodźmy zjeść kolację na mieście! Nawet ósmej nie ma. - Bonnie zarzuciła pomysł, rozglądając się za jakąś knajpką.
- O, jak szaleć to szaleć! - Elena podążyła za śladami przyjaciółki, szukając restauracji - może ja powiem alfabet, a któraś stop i pójdziemy do pierwszej restauracji, którą znajdziemy na tą literę! - powiedziała. Nie, to nie za dobry pomysł... trafimy do jakiegoś pubu... - W sumie nie obchodzi mnie wasze zdanie, zaczynam! ABC... - zaczęła i właściwie to dobrze, bo mój tok myślenia zaczynał być mądry podobnie jak u Bon.
- Stop! - krzyknęła mulatka, szczerząc się na ten pomysł. Czy tylko ja się martwiłam? To naprawdę chore, patrząc na wcześniejsze lata, gdy chciałam zrobić konkurs, kto wypije więcej wódki z herbatą, ale dziewczyny mnie zbeształy. Chociaż konkurs był, ale tylko dla mnie... nieważne.
- R... tam jest Rivera! - pisnęła Elena.
- Słyszałyście o tej restauracji? Jest droga, a chodzą tam tylko bogate gwiazdy Hollywoodu... - zaczęłam tłumaczyć. Straciły rozsądek, myśląc, że pójdziemy do jednej z najdroższych restauracji w LA. Gdy wymachiwałam rękoma, dziewczyny złapały mnie za ręce i wciągnęły siłą do tego miejsca. Głęboko odetchnęłam, ostatnimi czasy stałam się bardziej spięta, przez wypadek, który zdarzył się już dawno.
Widzieliście kiedyś w filmach te wielkie restauracje, z których wylewają się pieniądze? Tam gdzie książę zabiera swoją wybrankę na lunch? To miejsce właśnie tak wyglądało, a ze szklanych drzwi co chwile wchodzili i wychodzili ludzie, których każdy znał. Tak jak i my. Z niepewnością spojrzałam na budynek i nagle, uderzyło do mnie, że mam na sobie jakąś zwykłą sukienkę, a dziewczyny jeansy i po prostu jakieś swetry. Zmarszczyłam brwi, spoglądając na przyjaciółki.
- Jak to mówią, Bon? - Elena popatrzyła na mulatkę, czekając aż zarzuci mądrym zdaniem.
- Do odważnych świat należy! - zaśmiała się i pociągnęła nas do Riviery. Wpadłyśmy na marmurowy korytarz i nagle poczułam się taka zwykła. Widziałam kobiety w eleganckich sukniach i towarzyszącym im partnerom w smokingach, podczas gdy kelnerzy lustrowali nas od góry do dołu.
- Jak będzie trzeba, to się pokaże nóżkę - szepnęła mi do ucha siostra, podchodząc do jednego z kelnerów. - Przepraszam, jest jakieś wolne miejsce tutaj? - słysząc to, uniosłam brew do góry. Odkąd ona jest bardziej cwana ode mnie? I bardziej śmiała?! Gdy kelner parsknął śmiechem w jej stronę, zdenerwowana podeszłam do niego.
- Znam Niklausa Mikaelsona. - uśmiechnęłam się słodko i już widziałam, że się ugina. Za dużo pracowałam w takiej branży, żeby dać się takim ludziom. Wystarczą dobre znajomości! Tylko czy one były dobre?
- Znasz? - kryjąc śmiech, wymownie spojrzał na mój ubiór i uczesanie. Jeżeli tak wyglądają takie restauracje, to nie mam ochoty już tam chodzić. Obróciłam wzrok na przyjaciółki, przepraszając tym samym. Gdy przymierzałyśmy się do wyjścia, winda, która teraz znajdowała się na wprost mnie, otworzyła się, a ja stanęłam oko w oko z Niklausem Mikaelsonem. Okej, ta restauracja miała windę? Definitywnie nas na nią nie stać.
- Caroline? - powiedział trochę zdumiony, jednak po chwili jego szok zastąpił szarmancki uśmiech. Wywróciłam na to oczami, co było dość przewidywalne, jednak nie dla kelnera, który szybko podbiegł do mnie i zaczął prowadzić do stolika.
- Pan też usiądzie, panie Mikaelson? - teraz uprzejmościom nie było końca.
- Nie. Właśnie się zbiera i wychodzi, prawda? - spojrzenie, które na niego posłałam, było podobne do wzroku sępa czekającego na ofiarę. Za nim dostrzegłam zszokowane dziewczyny, z otwartymi buziami, zasiadłam naburmuszona przy stole, bo niby osiągnęłam cel, ale nie z własnej zasługi, bo oczywiście musiał pojawić się on.
- Do zobaczenia, kochana. - powiedział szarmancko na odchodne i uśmiechnął się, wychodząc z restauracji z jakimiś aktorami. Spaliłam buraka... czy on naprawdę nazwał mnie tak przy wszystkich?! Nie, czy on myśli, że ja tak po prostu dzięki niemu sobie usiądę w najdroższej restauracji jaka może być?
Gwałtownie wstałam z krzesła i ruszyłam przed siebie, omijając Klausa. Przestałam iść dopiero tak szybko, gdy znalazłam się w dobrym miejscu, tzn. tam gdzie on był poza zasięgiem widzenia. Moje przyjaciółki po chwili podbiegły zmachane. Nie mają jednak dobrej kondycji.
- Car, co ty najlepszego wyprawiasz? - jęknęła Bonnie, zasiadając na ławce nieopodal. Elena podążyła za nią i głęboko westchnęła.
- No właśnie, największe ciacho...
- Darujcie sobie, okej? - przerwałam jej w pół zdania, zdenerwowana obrotem spraw. Miałam się niby cieszyć z czynów Klausa? Dobre sobie. Jedyne co mogę od niego przyjąć to polecenia z listy do zrobienia. - On nie jest taki cudowny jak się wydaje. - bąknęłam już bardziej poirytowana na jego wspomnienie. Dlaczego musi wywierać tyle kłótni? - Ewentualnie całuje dobrze. - powiedziałam pod nosem, nie zdając sobie sprawy, że potok moich myśli wychodzi ustami. Cholera.
- CO?! - krzyknęły jednocześnie jak oparzone, za co zgromiłam je wzrokiem.
- Tylko raz! Poza tym nawet go nie lubię. I dałam drugą szansę Tylerowi. - znów wygadałam się, zapominając kompletnie o tym, że nie mówiłam jeszcze dziewczynom o tym, że zeszłam się z Tylerem. Postanowiłam dać mu drugą szansę, ponieważ jesteśmy już razem od liceum i nie potrafiłabym... w sumie, nieważne.
- Co zrobiłaś?! Kiedy to się stało?! Boże, chodźmy do baru, muszę się upić. - stwierdziła po dłuższym milczeniu Bonnie. Skierowałyśmy na nią wzrok, ale jak ona już tak mówi, to po prostu tak trzeba.

muzyka z głośników
Tańczyły w klubie poruszając się zgrabnie do dźwięków muzyki, która leciała z głośników. Właściwie to one przejmowały parkiet i wszystkie oczy zwracały się ku nim, na co nawet nie zwracały uwagi. Po raz pierwszy od pewnego czasu zabawiły się, nie przejmując się niczym, po prostu cieszyły się chwilą. Nie zauważały partnerów, z którymi tańczyły, na drugi dzień i tak nie będą pamiętać co się tutaj stało. Caroline korzystając z chwili pocałowała swojego partnera, opalonego blondyna o niebieskich oczach i śnieżnobiałych zębach. Wokół zawrzało od wiwatów dziewczyn, jednak te szybko ustały, gdyż dziewczyny zeszły ze sceny, prawdopodobnie napić się. Blondynka zaś nie odrywała ust od nieznajomego, coraz bardziej chcąc zatopić dłonie w jego włosach i znaleźć się w odosobnieniu. Gdy chłopak zaczął zjeżdżać niebezpiecznie daleko, ocknęła się jak oparzona i wyrwała się z jego objęć, zdenerwowana szukając dziewczyn. Co chwilę odgarniała włosy, które teraz zakrywały jej całą perspektywę i plątały się na jej głowie. Łzy zaczęły płynąć po jej rozparzonych policzkach, kiedy biegła w stronę toalet. Pospiesznie wbiegła do łazienki, omijając kolejkę i zamknęła się w jednej z kabin. Bezsilnie usiadła na sedesie, zastanawiając się co ona właściwie narobiła? Dziewczyny wyparowały, a ona została sama bóg wie gdzie. Drżącymi rękoma wyjęła telefon z torebki i wybrała pierwszy lepszy numer.
- Proszę, przyjedź po mnie. - wydukała do słuchawki, ledwo wyduszając jakiekolwiek sylaby. Nie wiedziała czy odbiorca zrozumiał, czy w ogóle odebrał, ale dodała jeszcze adres i wypuściła telefon z ręki, a ten rozbił się o kafelki na podłodze. Muzyka nagle ucichła.

Siedział przy biurku, który zakupił tuż przed tym gdy jeszcze był sławny. Sprzedał swój rysunek przedstawiający Tatię, dziewczynę, w której zakochał się na zabój. Gdy złamała mu serce na dobre pozbył się jej ze swojego życia, łącznie z pamiątkami, które jej dotyczyły. Uważał, że miłość to największa słabość człowieka, poświęcasz się dla niej, zaprzepaszczając karierę i swoje osiągnięcia, a w zamian nic nie dostajesz. Jednak teraz szkicował uroczą blondynkę, za jego ulubionym drzewem, uśmiechającą się do niego. To nie słońce, które widniało w rogu kartki rozświetlało pracę, a dziewczyna na samym środku papieru. Nie rozumiał dlaczego go tak zaintrygowała. Była tą, która wydobywała z niego jasność, z jego ciemnej duszy. Okazywał dzięki niej współczucie, radość. Miłość.
Uśmiechnął się na samo wspomnienie ich pocałunku. Była taka delikatna, a zarówno dominowała nad nim, potrafił spełnić każdą jej zachciankę, nie mógł się oprzeć. Ale ona wróciła do Tylera.
Zdenerwowany na jego wspomnienie odłożył szkic i wstał od stołu, podążając na balkon, który był teraz ciemny, a oświetlały go jedynie gwiazdy. Uwielbiał przychodzić tu w nocy, ponieważ czuł się bezpieczny, miał nad wszystkim kontrolę. Jedyne co go wtedy otaczało to ciemność.
Jego rozkoszowanie się przerwała niespodziewana wibracja telefonu, co dotychczas mu się nie zdarzało. Pracownicy dzwonili tylko w określonych godzinach, a akurat takowa nie spełniała wymagań. Ponownie zirytowany, niechętnie podszedł do biurka, gdzie leżał jego Iphone. Włączyła się wiadomość, a w niej słowa zapłakanej Caroline. Serce niespodziewanie zaczęło mu szybciej bić. Wziął kluczyki i telefon, czyli to jedyne co było mu potrzebne, po czym namierzył telefon dziewczyny i z piskiem opon pojechał na krótką wycieczkę.


Potworny ból opanowywał jej czaszkę, kiedy otworzyła lekko powieki. Na szczęście w pokoju, w którym się znajdowała było na tyle ciemno, że nie musiała mrużyć oczu, aby jej nie piekły. Obracając głowę, zauważyła sok i tabletki. Nawet nie zastanawiając się czy może to jakaś tabletka gwałtu, zażyła lek i bez mrugnięcia popiła, mając nadzieję, że dzięki temu dziwny ból zniknie. Osunęła się z łóżka na gołe stopy, które dotknęły niesamowicie miękkiego dywanu. Nadal nie wiedziała jednak gdzie się znajduje. Przeczesała ręką jedwabne włosy, które ktoś jej umył, ponieważ wczoraj były w opłakanym stanie. Przeszła kawałek pokoju i mało nie zemdlała, gdy jej oczom ukazał się opalony blondyn o niebieskich włosach. Nieznajomy ukazał swój śnieżnobiały szereg zębów, na co Caroline zaczęła krzyczeć.
- Caroline?! - otworzywszy oczy dostrzegła Klausa, który wbiegł do pokoju. Uśmiechnęła się pod nosem i wypuściła powietrze z płuc, ciesząc się, że to nikt inny. Niestety po chwili jej szczęście zastąpił duży grymas, z bólu, który pulsował w jej skroniach. Wzięła do ust leżące obok tabletki i popiła je, opadając powoli na poduszkę, aby się trochę uspokoić. Po chwili z otępieniem wstała z łóżka i podeszła z płaczem do mężczyzny, przytulając go.
- Dziękuję. - szepnęła, opłakując na jego ramieniu. Wszystkie emocje, które w niej kumulowały właśnie wypłynęły na wierzch i nie zamierzały odpuścić. Całe jej ciało drgało, nie wiedziała co wczoraj zrobiła, po wczorajszym pocałunku z blondynem i pragnęła się dowiedzieć czy do czegoś zaszło. Gdzie były dziewczyny i w końcu - jak trafiła do Klausa.
- Cssii, spokojnie Kochana, nic się wczoraj nie stało. - wytłumaczył, głaszcząc ją po włosach. Nie zwracał uwagi na to, że ją dotyka, że może mieć ją dla siebie. Jedyne czego teraz chciał to ją pocieszyć, nienawidził gdy płakała. - Zadzwoniłaś do mnie, a ja znalazłem cię w łazience, w klubie w centrum miasta. Przywiozłem cię tutaj, ogarnąłem i położyłem spać. Wszystko będzie dobrze. - powiedział uspokajająco, czując jak jej łzy ustają, dzięki czemu sam się rozluźnił. - Przebierz się. - podał jej torbę z ubraniami i wyszedł z pokoju, nie chcąc za długo spędzać z nią czasu, akurat wtedy kiedy była w rozsypce. Nie chciał tego przez przypadek wykorzystać.
Tymczasem Caroline po wyjściu Klausa ubrała się w rzeczy, które dostała. Ucieszyła się, że nie była to sukienka, a jasne, wytarte jeansy, ciemna koszula, przylegająca do ciała i wysokie Louboutiny. We wszystkim prezentowała się całkiem nieźle, akurat jak na wiosnę, pomimo braku kwiatów czy innych dupereli. Nie zawsze musiała świecić, czy ubierać się jasno i dziewczęco, a w tym momencie to do niej pasowało. Gdy spojrzała na szafkę, ujrzała tam różnego rodzaju kosmetyki. Pomalowała usta ciemnoczerwoną szminką, oczy pociągnęła ciemnym eyelinerem, a do tego dodała cienie w ciemnych odcieniach. Z włosów uplotła warkocza. Czy ktoś kiedyś mówił, że Caroline Forbes jest urocza i grzeczna? Nie widział więc jej w takim wydaniu.
Po tym jak ogarnęła się, wyszła z pokoju na ogromny korytarz, z marmurowymi ścianami i podłogą, a szpilki zastukały, robiąc tym wielki hałas.
- Klaus? - krzyknęła, a echo odbiło się po pomieszczeniu. - Klaus?! - spróbowała, tym razem głośniej i donioślej, tak że tylko głuchy nie usłyszałby. Nagle serce zaczęło jej szybciej bić, a adrenalina dała o sobie znać. Z przypływem nagłej ciekawości weszła do pokoju znajdującego się na samym końcu korytarza. Drewniana podłoga ugięła się pod jej ciężarem, a kominek zaczął wesoło iskrzyć. Czerwone ściany zlewały się teraz z ciemnym drewnem na dole, jednak jej uwagę przyciągnęła paleta z farbami, zbiór ołówków i płótna. Maszerowała po pokoju, oglądając teraz prace malarza, które cieszyły oko samym patrzeniem. Nagle stanęła jak wryta i palcami przejechała po płótnie, na którym widniała uśmiechnięta blondynka, z zaciekawieniem patrząca na coś niedokończonego po prawej stronie. Z otwartą buzią lustrowała kobietę, aż w końcu potrząsnęła głową i wyszła z budynku na podwórko. Wzięła taksówkę i pojechała do domu, chcąc znaleźć się tam jak najszybciej.
Dlaczego do cholery Klaus ją malował? W jego branży jest wiele modelek, aktorek, piosenkarek, ale on jednak wybrał jedną, bezbarwną, zwykłą dziewczynę, którą zna ledwie parę miesięcy. Odwzorował ją jednak tak, że nawet Tyler nie umiałby tego opisać, patrząc na nią. Nie rozumiała dlaczego tak dobrze ją znał i umiał to odwzorować, nie mieli nic wspólnego. On pan ciemności, straszny, bogaty i sławny. Ona pani jasności, mała, nieznana i bezbarwna. Nie pasowali do siebie. Ktoś pomyślałby o tym, że Klaus idzie na randkę do kina? Trzyma się za ręce i kupuje kwiaty swojej dziewczynie na walentynki? Sprawy potoczyły się tak daleko, że nawet nie zauważyła, że jest dla nich szansa, ale tak nikła, że nawet nie warto o niej wspominać.
- Wysiada pani w końcu? Stoimy tu już kilka minut. - bąknął kierowca, spoglądając na blondynkę w lusterku. Dopiero teraz Caroline dostrzegła, że jest już na miejscu, a siedzi bezczynnie z tyłu auta, rozmyślając nad swoim życiem.
- Tak, przepraszam, już płacę. - zażenowana powiedziała, błądząc rękoma po kieszeniach. Dopiero teraz zorientowała się, że nie wie gdzie jest telefon, portfel i jej dokumenty. Widziała odbijające się w szkle pałające złością oczy taksówkarza, kiedy nagle drzwi się otworzyły, a Niklaus Mikaelson wpłacił opłatę. Caroline z nerwowym uśmiechem wyszła z samochodu, trzaskając drzwiami. - Dzięki. - mruknęła podirytowana, wymijając mężczyznę. Nie zamierzała tego dnia już z nim rozmawiać, dlatego przyśpieszyła kroku, nie oglądając się za siebie.
- Nie chcesz odzyskać rzeczy? - zatrzymała się nagle. Nie chciała się odwracać, bo zauważyłaby triumfalny uśmiech na jego twarzy, a tego widzieć nie pragnęła. Dopiero po chwili obróciła się, a on pierwszy raz tego dnia zauważył jej twarz dokładnie, w świetle słońca. Zdziwił go fakt, jak wygląda, ale podobało mu się to. Była inna, ale taka sama.
- Przyjadę wieczorem. - powiedziała słabo, nie mogąc oderwać wzroku to od jego oczu, to od jego ust. Miała ogromną ochotę poczuć jeszcze raz jego wargi na swoich, dlatego szybko podeszła i przycisnęła swoje usta do niego. Zatopiła się jak nigdy wcześniej, całowała go tak mocno, że gdyby jej nie przytrzymywał, upadłaby. Nie miała wyrzutów, należało mu się za to co zrobił. Jednak gdy oderwała usta, poczuła ukłucie, jest przecież z Tylerem. Nie popatrzyła nawet na niego, a poszła biegiem na górę. Wparowała do mieszkania, nie zastanawiając się tym czy obudzi Bonnie i Elenę.
- Caroline Forbes, co to właśnie było?! - podbiegły do mnie jak gdyby nigdy nic, ale po chwili zarzuciły mi ręce na szyje i odetchnęły głęboko.
- Jak dobrze, że ci nic nie jest. - Elena uspokojona wypuściła zaległe powietrze z płuc. Moja złość wyparowała.
- Przepraszamy. - no po prostu na nie, nie można się gniewać. Już takie były.
- Ale co to do cholery było?!
- I jak ty do cholery wyglądasz, Forbes?!
Zadawały pytania jedne przez drugą aż w końcu uciszyłam je rękoma. One to jednak dużo mają do powiedzenia.
- Jeśli chodzi o Klausa - zaczęłam, a przyjaciółki spoglądały na mnie uradowane - to nic z tego nie będzie. - dokończyłam, odbierając im nadzieję, co było widoczne na ich twarzach. - A teraz idę się przebrać, mam dosyć mojego alter ego. - dodałam na koniec i zniknęłam w łazience.

______________________________________________________________________
Zaczynając, mam WAŻNE sprawy tutaj.
Blog nie jest zawieszony, rozdziały będą pojawiały się regularnie, z wyznaczoną datą (:
Moja uczucia do Klaroline odżyły po odcinku TVD, może evil Car się kopsnie do NO! Na to liczę;p
Odzyskałam trochę wenę, więc oto tak pojawia się kolejny rozdział.
No cóż tu jeszcze powiedzieć...
Zachęcam do czytania, komentowania, obserwowania, srututu.
bye
______________________________________________________________________




środa, 14 stycznia 2015

Rozdział 4


jeśli chcesz posłuchaj z piosenką która towarzyszyła mi podczas pisania!
Sparaliżowana czekałam na jakiekolwiek wieści przed salą operacyjną. Nie miałam co ze sobą począć - usiąść, upaść na ziemię, zawiesić się na suficie... po prostu płakałam. Płakałam, dłońmi zakrywając usta. Po długim czasie z sali wyszedł lekarz, nieprzyjemnie nastawiony co do mnie.
- Co z nimi? - wychrypiałam, modląc się aby było dobrze. Jeśli nie...nie chcę myśleć. Po prostu będzie dobrze.
- Jest pani kimś z rodziny? - warknął. Ma tupet! Mówiłam już mu to, czy on ma sklerozę? Sam powinien się zbadać.
- Tak, siostrą jednej z poszkodowanych, drugiej przyjaciółką. - próbowałam się zebrać i wypowiedzieć to silnie, jednak język odmówił posłuszeństwa. Nie potrafiłam. Nie potrafiłam zachować się...normalnie w tej sytuacji. Wypadek samochodowy! To za dużo! Dlaczego?
- No dobrze. - bąknął pod nosem, spoglądając na karty w dłoniach - Panna Gilbert tylko złamała rękę i kilka obrażeń w okolicach brzucha, a panna Bennett... poroniła. - westchnął z lekkim współczuciem i odszedł w stronę gabinetu.
Poroniła... dziecko? Panna Bennett? To musiała być pomyłka! Pomyłka! Łzy nalewały mi się do oczu podczas gdy biegłam do pomieszczenia, w którym znajdował się lekarz. Bezwstydnie wparowałam do środka, a zaskoczony i zarazem oburzony mężczyzna podskoczył z kanapy.
- To pomyłka! Ona nie była w ciąży. - zaśmiałam się ironicznie, tu też histerycznie. Moja zaufana przyjaciółka nie mogła być w ciąży. Wszystko powiedziałaby mi, bo mi ufa. Powiedziałaby mi. Powiedziała!
- Proszę pani, to nie jest pomyłka. Proszę wyjść. - powiedział już groźniej wyrzucając mnie z gabinetu. Nie widziałam gdzie pójść, Co zrobić. "Ale żyją!" - powtarzałam uporczywie w myślach, próbując się tak pocieszyć. Usiadam na ławce, chwytając oparcie, jako podpora. Jednak plastik nie może powstrzymać narastających uczuć. Nic nie może! Może jedynie sen powstrzyma na kilka sekund płacz. Kilka sekund.

Łąka pełna kwiatów, plątających się pod nogami, wywierając przyjemne uczucie. Śmiech i śliczny uśmiech z dołeczkami zakłócał tylko śpiew ptaków, a blask słońca odbijał się od radosnej Anielicy i zauroczonego nią mężczyzny.
- Caroline - brytyjski akcent brzmiał w moich uszach, wywołując jeszcze większą radość w mojej głowie. I tylko w głowie. - Caroline. - rozbrzmiało echo, jednak bardziej wyniośle. I jeszcze jedno echo. Jednak już nieprzyjemne.
Łąka skończyła się i zastąpiła ją czarna plama.
Otworzyłam oczy. Spuchnięte, umorusane maskarą, czerwone oczy.
- Klaus? - jęknęłam, unosząc się z bólem do góry. Co się wczoraj wydarzyło?
Ah. No, tak.
- Co ty tu robisz? - rzuciłam przewlekle marząc jedynie, aby sobie stąd poszedł. Jeszcze potrzebny był mi do szczęścia mój ukochany szef. Cholera, w sumie to były szef. Przekroczyłam granicę i to kilkakrotnie, mam się spodziewać tego, że co? Zostanę? Jaki człowiek o zdrowym rozsądku zostawiłby taką nieposłuszną kobietę? Poza tym nie miałam dla niego zupełnego znaczenia. Kolejna bezosobowa pracownica, nie sprawdzi się można zastąpić inną, kolejną. I tak w kółko. - Więc?
- Mój brat tu pracuje, kochana. - rzekł pobłażliwie, jakby to była najoczywistsza oczywistość.
- Masz tak sławną rodzinę, że aż nie pamiętałam. - zebrałam się na to zdanie, przez grymas jaki wdarł się na moją twarz, zamiast zamierzonego uśmiechu. Właściwie nie wiedziałam kim jest jego brat, możliwy drugi, czy siostra. Kim byli jego rodziciele, chyba, że ich nie miał... oh, ta niewiedza jest przygnębiająca. - Rodzinę? - jęknęłam, nie wiedząc czemu. Było to ciche zduszone słowo, nawet nie wiedziałam czy zrozumiał, może pomyślał o rodzynku? Nie chciałam go karmić rodzynkami. Chciałam raczej wyrazić tym słowem pytanie o jego rodzinę. Ale... nie, może się domyśli.
Klaus zaśmiał się, raczej wesoło, aż miałam ochotę zabić go wzrokiem. Zamiast tego moje usta poruszyły się w dziwny sposób i to chyba był chichot.
- Brat jest lekarzem, drugi nie pracuje, a siostra jest stylistką. Chociaż zaraz jej się znudzi. - wzruszył ramionami. Zmrużyłam umorusane i spuchnięte oczy, zastanawiając się czy dla niego wszystko jest takie proste.
Czując klejące się powieki, uznałam, że powinnam już wracać do domu. Moje czekanie i tak nie wiele zda, bo zajrzeć do dziewczyn będę mogła dopiero później. Wstałam, wyjmując okulary Chanel, aby zasłonić niedoskonałości panujące pod moimi oczami. Nie miałam nawet siły na wywrócenie oczami w stronę Mikaelsona, czy rzucenie zbędnego komentarza, po którym spale się jak burak. Chciałam tylko płakać, to było jedyne co teraz mnie ogarniało. Bonnie... była w ciąży. Z naciskiem na "była". Elena i Bonnie mogły nie prze... eh, nie. Łza poleciała po moim policzku. Odwróciłam się i ruszyłam przed siebie ignorując Niklausa, który złapał mnie za łokieć. Nim znalazłam się przy drzwiach, wpadłam na Nika, który po prostu wziął mnie w ramiona. Nieważne było, że to był ON, nieważne było, że nienawidziłam GO, chciałam poczuć się w końcu szczęśliwa. To było jedyne czego chciałam. Być szczęśliwą. Nie myślałam o Tylerze, który nie raczył się zjawić. Nie myślałam, że nie ma tu mamy, czy taty, kogokolwiek kto by przejął się tak jak ja. Jedynie wtuliłam się w umięśnione ciało.


- Musimy wracać. - powiedziałam krztusząc się śmiechem, co chwile próbując uciszać Klausa, który rozśmieszał mnie samym byciem. Po tym jak pocieszył mnie w szpitalu, skoczyliśmy do kawiarni, a teraz poszliśmy na spacer. Dziwiłam się, że w jego towarzystwie wszystko było takie... poukładane. Nie musiałam się przejmować czy dobrze się ubrałam, czy nie zgniotłam bluzki, czy moja ręka jest spocona. Żadnych trosk. Nie przepłakałam dnia, jak oczekiwałam, bo za każdym razem kiedy się rozklejałam on sklejał mnie. Klaus klejem, naprawdę.
- Oh, kochana, już? - z niezadowoleniem spojrzał na zegarek i nagle pokiwał głową z uznaniem. Dopiero teraz dostrzegliśmy, że na dworze jest ciemno, a wskazówka jest już na dziesiątce. Odprowadził mnie pod drzwi, a ja pożegnałam go z lekkim smutkiem. Znów zostałam sama. Bez niego obok mnie, nie rozleje kawy, nie pokaże swoich ślicznych dołeczków... Boże, Caroline, straciłaś rozum!
W końcu zebrałam się w sobie i ruszyłam pod prysznic.
Nie mogłam być z Niklausem, nie. Był moim szefem. Pomiatał Tylerem. Pomiata ludźmi. Jest niedobry dla mnie.
Nieważne, że tylko przy nim byłam szczęśliwa.
Że przy nim się śmiałam.
Że przy nim nie płakałam.
Że przy nim po prostu czułam się doceniona.
Pocałunek, który między nami zaszedł nie powinien mieć miejsca.

Byłam zapłakana i przygnębiona do tego stopnia, że wyszłam z Klausem do kawiarni. Nie wiem dlaczego to zrobiłam, powinnam czekać na lekarza, który w końcu wpuściłby mnie do dziewczyn. One mnie potrzebują. Powinnam czekać. Jednak poszłam za nim i usiadłam, biorąc kawę, którą mi zamówił. 
- Skąd... - zaczęłam, czując smak mojej ulubionej kawy rozlewającej się w ustach. 
- Po prostu wiem, sweetheart. - rzucił, przez co miałam ochotę go zdzielić, ale nie potrafiłam gdy słodko się uśmiechnął. Jego uśmiech zarażał.
- Nie miałeś iść do brata? - zmarszczyłam brwi, odkładając kawę na stół. O nie, jeszcze jego brat coś sobie pomyśli. Nie chciałam mieć przez niego kłopotów. Mam Tylera, tak? 
- Brat może poczekać, będzie wiedział, że randka ze śliczną dziewczyną jest ważniejsza. 
- Randka? - zarzuciłam z impetem rękoma, tak że jego kawa w rękach wylała się na jego buty. Nie zmroził mnie groźnym spojrzeniem. Przecież ktoś to wypierze. - Mam chłopaka, Klaus. - rzuciłam groźnie.
- Nie ma go tutaj.

- Gdy byłem małym chłopcem chowałem się za tym drzewem, nie chcąc wracać do domu. Moja niania szukała mnie z godzinę. - wskazał rosnącą nieopodal roślinę. Chodziliśmy po parku śmiejąc się i rozmawiając. 
- Byłeś małym chłopcem? - zaśmiałam się ironicznie, skierowując głowę ku niemu. Pobiegłam za drzewo, próbując się schować. - Nie widzisz mnie! - na moją twarz wkradł się uroczy uśmiech. Spojrzałam zza drzewa, próbując wychwycić spojrzenie mężczyzny, ale nie dostrzegłam miodowych włosów. Zamiast tego poczułam na biodrach oplatające mnie ręce. Niepewnie odwróciłam głowę i zatopiłam się w niebieskich oczach. Zanim zorientowałam się co robię jego wargi przyległy do moich.

- To się nie wydarzyło, Mikaelson. - warknęłam groźnie, wychodząc z parku. Jedyne co brakowało mi do szczęścia to stracenie wszystkiego jedną wymianą śliny...
- Caroline.
- Nie chcę cię widzieć. - krzyknęłam, trzaskając bramką. Jak mogłam do tego dopuścić? Nie chciałam tego, to było okropne. Chciało mi się ponownie płakać.
- Caroline.
- Nie rozumiesz? - syknęłam.
- Dobrze. - powiedział ze stoickim spokojem. 


Wyszłam spod prysznica i skierowałam się od razu do łóżka. Mieszkanie było ciche, puste. Nic go nie wypełniało. Śmiech Eleny nie odbijał się echem. Mądrości Bonnie nie walczyły o miejsce z powietrzem, które teraz samotnie krążyło po pokoju. Położyłam się i naciągnęłam kołdrę pod uszy i gdy mała łza wylała się z oka zasnęłam.


____________________________________________________________________________
Okej, tak w sumie to nie wiem czy ktoś to przeczyta czy nie, ale... idc. Tak jakby blog jest zawieszony, ale jednak nie do końca, bo jak mi się zachce to coś napisze, a jak nie... to nie. Pisałabym częściej, ale nie ma komu, haha.
Ciężko było mi pisać Klaroline, bo zupełnie nie pamiętam już jacy oni byli. Ostatnio cały czas chodzą mi po głowie historyjki Blair-Dan, więc może poplątałam coś... nie wiem.
Na koniec rzucę piosenką, która towarzyszyła mi przy pisaniu tego! Ale w wersji Dair:)
Xoxo!

https://www.youtube.com/watch?v=WauwAHd02aw