wtorek, 18 sierpnia 2015

Rozdział 8

*muzyczka w klimacie*
- Naprawdę? - powiedziała z udawanym zaskoczeniem, sącząc czerwone wino od godziny. Kolacja z Tylerem nie była zła, była po prostu... niewystarczająco dobra, nie to, że miła wielkie oczekiwania. Tyle, że była przyzwyczajona do czegoś innego. Jej chłopak dawno nie zabierał jej na kolację, a co dopiero randkę.
- A później okazało się, że to i tak nie Millie. - zaśmiał się, chwytając dziewczynę za rękę. Uśmiechnęła się tylko i spuściła wzrok na szklankę wina.
- Chyba będę się zbierać - mruknęła - wiesz, jutro muszę wcześnie wstać, w końcu jadę odwiedzić mamę. - postanowiła, że w końcu odwiedzi swoją rodzicielkę. Dawno u niej nie była, a Elena i Bonnie raczej nie zamierzały na razie wyjeżdżać z LA, aby zobaczyć rodzinę. Nie chciała więc dłużej czekać i w końcu się zebrała! Poza tym do miasteczka nie było daleko i nie zajęłoby to jej dłużej niż godzinę.
- Pozwól, że cię odprowadzę.

Jak powiedział, tak zrobił i maszerowali w ciemności poprzez ulice miasta. Nie było tak źle, można nawet stwierdzić, że Caroline się to podobało i nie żałowała, że zgodziła się na tą randkę. Jedyne co ją bolało, to że Klaus pewnie siedzi w domu samotnie i to, że go rozczarowała, trując mu godzinami o Lockwoodzie, a nagle tak po prostu idzie z nim na kolację. Poza tym chyba jej uczucia co do Klausa nie były obojętne... twierdziła tak, póki nie dostrzegła Mikaelsona kręcącego się po ulicy z jakąś lafiryndą. Jej policzki zalały się purpurą, a pięści zacisnęły się. Miała ochotę pociągnąć tą brunetkę za włosy i porządnie pobić. Przecież Niklaus był JEJ, nie tamtej kobiety, czy kogokolwiek innego, tylko i wyłącznie JEJ. Tak, to czuła widząc go w towarzystwie innej. Nie było to uczucie, które ogarniało ją gdy widziała Tylera z jakąś dziewczyną w knajpie, nie, było to coś intensywniejszego.
- Poczekasz tu chwilę? - nie czekając na odpowiedź, ruszyła przed siebie, jednak zatrzymał ją jej rzekomy chłopak. - Co? - nie odwracając się mruknęła, zalewając się złością.
- Właściwie... to nie. - powiedział, a kiedy Caroline odwróciła się przewracając oczyma, klęczał, a światełka wokół jej mieszkania się zapaliły. Wiedziała co chciał zrobić. Doskonale wiedziała. Idealnie, pewnie zrobił to żeby pokazać Klausowi, że ona jest jego.
- Tak. - nie czekała nawet na pytanie, chciała pokazać, że wcale nie jest taka łatwa i nie może ją od razu podmienić na lepszy model.
Nie była to magiczna chwila. Było to uczucie takie, jakbyś kupił jedyną bułkę z serem w sklepie. Pocałowali się, a światełka zgasły.
Tyler dopiero zauważył Niklausa i z wielkim uśmiechem na twarzy orzekł, że się zaręczyli. Forbes zrobiła się blada jak ściana. Nie widział go. To by tłumaczyło, że on NAPRAWDĘ miał pierścionek zaręczynowy, a ona niedługo będzie nazywała się Caroline Lockwood. Zamurowało ją. Klaus zacisnął usta w cienką kreskę, a jego knykcie zrobiły się białe.
- Szczęścia. - mruknął i ruszył przed siebie zostawiając gromadkę. Dziewczyna miała ochotę za nim pobiec, chwycić jego rękę i namiętnie zatopić się w jego ustach krzycząc jak bardzo chce z nim być, a zaręczyny były tylko przykrywką jej uczuć. Zamiast tego stała jak wryta w ramionach Tylera, a jej oczy zaczęły napełniać się łzami.
- Ty płaczesz? - uśmiechnął się jeszcze szerzej, myśląc, że były to łzy szczęścia. A nie były. To miała być jedna z najlepszych chwil jej życia. A nie była. Nic nie było jak powinno.

Dziewczyna weszła, z rykiem wręcz, do mieszkania nie mogąc pohamować łez. Dziewczyny od razu podbiegły do przyjaciółki i nie zwracając uwagi na nic po prostu ją przytuliły.
Pogodziły się i wszystko sobie wytłumaczyły, po czym przeszły do rozmowy.
- ZARĘCZYLIŚCIE SIĘ? CZEMU?
- Myślałam, że wszystko między wami skończone!
- Był tam Klaus i...
- No cudownie.
- Chciałam pokazać mu, że jestem lepsza!
- Dlatego zaręczyłaś się z Lockwoodem?
- ...tak? - mruknęła, sama nieprzekonana do tej odpowiedzi.
- Caroline... walcz o Klausa.
- A ta lafirynda?
- Może daj mu wytłumaczyć?

Jak jej powiedziały tak i zrobiła. Zebrała się w sobie i pobiegła do domu Klausa. Oczywiście nikt nie otwierał, więc wiedząc gdzie trzyma zapasowy klucz weszła do środka. Zaczęła szukać po wszystkich pokojach, a kiedy w końcu dotarła do gabinetu nie znalazła żywej duszy. Jedyne co dostrzegła to liścik na blacie. Z niechęcią otworzyła go i zaczęła czytać.

"Caroline,
Znam Cię, wiedziałem, że będziesz mnie szukać. Jednak wybrałaś swoją drogę, co nie powiem, ale nie spodobało mi się. Codziennie Cię widywałem, więc myślałem, że jednak... ale nie ważne. Nie szukaj mnie, spotkamy się w kościele, na Twoim ślubie. Z Tylerem. Jednakże jak na razie nie będziesz mnie widywać. 

Klaus"


JEST.
WYROBIŁAM SIĘ.
ZDĄŻYŁAM.
TO JUŻ ROK KOCHANI MOI!
Tak, wiele się zmieniło. Na dobre, na złe, ale dziękuję Wam, Czytelnikom, że byliście tu przez cały czas. Naprawdę, dziękuję.
Równo rok istnieje ten blog. Jestem pod wielkim wrażeniem. Nadal wierzę, że Klaroline będzie, nadzieja umiera ostatnia!
To tyle, wiem mało, ale naprawdę nie wiem co powiedzieć, jestem pod wielkim wrażeniem.
D Z I Ę K U JE

ps. to chyba najkrótszy rozdział?
ale najintensywniejszy!


niedziela, 2 sierpnia 2015

Rozdział 7

Otworzyła leniwie prawą powiekę, kiedy poczuła na sobie lekkie promienie światła wydostające się z okna. Wiedziała, że już pora wstawać i udać się do domu, szarej rzeczywistości, jednak powstrzymywała ją myśl, że leży w najwygodniejszym łóżku w całym Los Angeles. Przewróciła się tylko na bok i znów przymknęła oczy, jednak nie na długo, gdyż usłyszała dzwonek do drzwi. Ziewnęła i przeniosła się do pozycji siedzącej. Podrapała się po głowie, przypominając sobie pobudki w liceum, co było o wiele gorsze. W ogóle, po co wstawać? Może się wyspać! Padała już tak na łóżko, kiedy usłyszała gruchającego ptaka, który uderzył w okno. Nie, jednak nie idzie dalej spać.

- Dzień dobry – drzwi otworzył jak zwykle szarmancki Klaus, z uśmiechem na twarzy, poprzez wspomnienie minionej nocy. Lepiej złożyć się nie mogło, zapłakana Caroline, prośba o nocleg… i znowu zignorował fakt, że mógł to wykorzystać do swoich celów. Ale nie chciał jej tak zdobyć. Owszem, był w niej zakochany, nie do końca tego uświadomiony, ale trzymał go fakt, że nie może w taki sposób się z nią odnosić. Musi być delikatny, przyjazny… jak dla prawdziwej przyjaciółki. Której nigdy nie posiadał.
- Witam. Clair Cuper. – kobieta podała swoją smukłą rękę – Ja w sprawie wypadku.  – powiedziała, co wprawiło Nik’a w jeszcze lepszy nastrój. Wprowadził ją do salonu, gdzie wspólnie zasiedli, gawędząc na ważny temat. Na temat wypadku Eleny i Bonnie.

xNie mam co ubrać. Te zdanie zawsze towarzyszyło Caroline z samego rana. Jednak dzisiaj wszystko miała podane na tacy i to jeszcze w jej guście. Nie jak ostatnio. Dlaczego nie miała tak codziennie? Wszystko mieć pod nosem. Umalowana, zeszła po schodach na dół, błądząc po holu znajdującym się na dole. Nie była w tej części mieszkania, dlatego nie miała pojęcia w jaką stronę się udać. Właściwie to nie była pewna, czy chciałaby widzieć Klausa, po tym co dla niej zrobił. Zwykłe dziękuje raczej nie wystarczyłoby. Kiedy więc doszła do kuchni, stwierdziła, że zostanie tutaj i przyrządzi sobie śniadanie. Otworzyła pierwszą lepszą szafkę z brzegu, gdzie zauważyła musli, które wyciągnęła i przyrządziła z bananem i innymi owocami. Do tego wlała do szklani sok pomarańczowy i zasiadła przy blacie. Skupiając się na jedzeniu, dosłyszała głosy, wywodzące się z jakiegoś pokoju. Jej ciekawość oczywiście nagle się obudziła i Forbes od razu znalazła się w pobliżu rozmawiających osób, chowając się za ścianą. Gdy wyjrzała nieco przez framugę, dostrzegła siedzącą tyłem kobietę i swojego wybawiciela, zawzięcie rozmawiających na jakiś temat. Wychyliła się by więcej słyszeć, a wtem jej rozpuszczone włosy za bardzo powiały w ich stronę tak, że Klaus raczej tego nie przeoczył. Caroline szybko wróciła do kuchni i zaczęła kończyć śniadanie. Chwilę po tym było słychać zamykanie się drzwi i kroki ku temu pomieszczeniu. Pomyślała, że może jeszcze uciec, ale chyba nie ma to sensu, kiedy jest w domu Mikaelsona. Zmarszczyła brwi, czekając tylko na swojego oprawcę.
- Rozumiem, że zamiast lokówki następnym razem chcesz gumkę, kochana? – powiedział z ironią, stojąc za Caroline. Kobieta znacznie go zirytowała, biorąc pod uwagę fakt, że musiał przerwać ważne, dla niego, spotkanie. Byłby idiotą, gdyby pozwolił blondynce podsłuchiwać ich rozmowę.
A Forbes się tylko tępo uśmiechnęła. Co miała zrobić? Przytaknąć? Zaprzeczyć? Odpowiedzieć z taką samą ironią? Skończyła swoje śniadanie i położyła brudną miskę do zlewu, podchodząc niebezpiecznie blisko do Klausa.
- Klaus... ja... ja, ja po prostu... - jąkała się, co chwile nerwowo poruszając rękoma. Wszystkie emocje z wczoraj zaczęły się odzywać, obudzając w niej płacz. - Dziękuje. - wykrztusiła, przytulając przyjaciela - Za wszystko. A w szczególności za to, że nigdy ode mnie się nie odwróciłeś. - spojrzała zaszklonymi oczyma na niego, przypominając sobie pewną kłótnię z chłopakiem, do którego niespełna dzień później, wróciła na kolanach, błagając o wybaczenie. Czego robić nie powinna - co w końcu uświadomiła sobie po wczorajszym wieczorze.

//2 tygodnie po wypadku//
Caroline była podekscytowana faktem, iż dziewczyny w końcu wychodzą z najobskurniejszego miejsca, jakie w życiu widziała. To znaczy, okej, był to najlepszy szpital w mieście, ale atmosfery takiej tam nie było. Ponadto naprzeciwko szpitala był zakład pogrzebowy... jak dobrze, że Elena i Bonnie już wracają. Specjalnie posprzątała dom, poobcierała wszystkie kurze, a nawet ugotowała zapiekankę, ulubioną Eleny i zakupiła ulubiony kompot Bonnie! W dodatku przyszykowała stół i zrobiła śliczny bukiet. Tak bardzo się starała. Była dwa tygodnie sama. Samiuteńka. Nie licząc wizyt pewnego mężczyzny.
- Car? - drzwi uchyliły się, a w drzwiach stanął niepewny Tyler, który odbierał dziewczyny. Postawił właśnie walizki przy ścianie, kiedy do domu wleciały jej najlepsze przyjaciółki.
- Caroline! - krzyknęły obydwie, podbiegając do dziewczyny. Przytuliły się, jakby nie widziały się co najmniej kilka wieków.
- Tęskniłam tak bardzo...
- My też. - dopowiedziała Bonnie.
- Naszykowałam wam wszystko! Macie pościelone łóżka, kolacja czeka na stole i będziecie mogły mi się pożalić na temat tego głupiego szpitala! - uśmiechnęła się szeroko Caroline z ogromnym entuzjazmem. Naprawdę wielkim, musiała go zbierać te dwa tygodnie. Była bardzo wesoła poprzez fakt, że ma przy sobie najbliższe osoby.
Bonnie spojrzała smutnym wzrokiem na siostrę Car, na co ona odpowiedziała jej tym samym. Mulatka tym razem zabrała głos - Caroline... dziękujemy, naprawdę, ale jesteśmy tak padnięte, że położymy się spać. - Elena potarła ramię blondynki - Ale jutro spróbujemy, obiecuję! - zaśmiała się.
- Oczywiście, rozumiem. To... dobranoc! - powiedziała lekko zawiedziona, ale przecież mogła się spodziewać. Przecież to było wiadome. Pomachała dziewczynom i podeszła do Tylera.
- To może we dwoje zjemy zapiekankę, hm? - Forbes zarzuciła ręce na szyję swojego chłopaka, unosząc zadziornie kąciki ust do góry.
- Może zaproponuj to Klausowi? - powiedział oburzony, zdejmując kończyny dziewczyny. - Przecież dobrze bawicie się razem, no nie? - dopowiedział po chwili - Pa, Caroline. - pożegnał się, wychodząc z mieszkania.
I takim sposobem została sama.
Znowu.

//teraźniejszość//

- Klaus, dlaczego ty zawsze przy mnie jesteś? Zawsze mnie ratujesz. - spojrzała na niego, tuż po czułym uścisku, którym go obdarowała kolejny raz. Nie mogła sobie wyobrazić jak może mu wynagrodzić wszystko, co dla niej zrobił. Jednego dnia była wesoła i uśmiechnięta, jednak z poczuciem pustki, a drugiego smutna i zapłakana, ale było w niej to coś.
Mikaelsonowi nasuwało się jedno zdanie na usta, 2 słowa, 9 liter, jednak to zniszczyłoby wszystko. Nie wiedział co powiedzieć. Pierwszy raz w życiu stał w bezruchu przy osobie, która oczekiwała odpowiedzi.
- Jesteśmy przyjaciółmi, prawda? - uśmiechnął się, czując beznadziejne wypowiadając te słowa.
Caroline poczuła ukłucie rozczarowania, jednak również uniosła kąciki ust do góry i odeszła od mężczyzny na kilka kroków.
- Prawda. - kiwnęła głową - Ja... będę się zbierać. Pewnie... - nie wiedziała co powiedzieć. Chciała powiedzieć, że dziewczyny będą się o nią martwić, tyle że to była nieprawda, a i zapomniała ich imiona. Nasunęło jej się Elisabeth i Bonita, ale to chyba nie to, no nie? - Muszę podlać kaktusy. - wypaliła, waląc się w czoło w myślach. Kaktusy się w ogóle podlewa? Dlatego nie miała roślin, pewnie wszystkie by pozdychały. - To, żegnaj, jak to mówią! - krzyknęła na odchodne, trzaskając drzwiami.
- Jak to mówią? Żegnaj? Caroline! - szepnęła do siebie, uciekając z miejsca.

Nie do końca wiedziała gdzie teraz pójść, więc po prostu skierowała się do mieszkania. Otworzyła drzwi, przewracając oczami na samą myśl, że zastanie tam swoich "przyjaciół" i gdy ujrzała wszystkich siedzących na kanapie, oglądających jakieś bezsensowne filmy zmarszczyła brwi, trzaskając drzwiami. Byli tak zajęci programem, że dopiero po chwili dostrzegli postać blondynki.
- Caroline! - krzyknęli wszyscy chórkiem, radując się, że w końcu dziewczyna pojawiła się w domu.
- Darujcie sobie. - rzuciła, omijając ich szerokim łukiem. Poszła do pokoju i ponownie z hukiem zamknęła drzwi. Pewnie gdyby były szklane to szkło leżałoby już na ziemi, a krew tryskałaby z jej nóg, w sumie tak jak złość, do której nie potrzebowała szkła, aby kogoś zranić. Po chwili zaczęli pukać w drzwi, lecz Forbes to olała i zaczęła się przebierać. Powinna zmienić opatrunek, ale musiałaby zmierzyć się z wścibskimi spojrzeniami w drodze do łazienki, chociaż z drugiej strony - nie miała zamiaru przesiadywać tu całymi dniami. Po zmianie ubrań, wyszła z pokoju, gdzie zastała siostry, Tylera, Stefana i Damona. Skrzyżowała ręce na piersiach i stanęła naprzeciw nich.
- Słucham więc. Rozumiem, byliście głodni, więc na mnie nie poczekaliście, a lokal wam się znudził, dlatego - wyszczerzyła się i zrobiła pauzę, unosząc palca do góry - poszliście do miejsca, w którym wiedzieliście, że was znajdę! I niespodzianka - pstryknęła palcami odkrywczo - znalazłam! Ale byliście tak zajęci sobą, że nie zauważyliście mnie, kto by się spodziewał, prawda? - uniosła brew do góry, kończąc swój monolog. Wszystkich zatkało. Nie sądzili przecież, że blondynka się na nich obrazi! - A Tyler, rozumiem, że ta lafirynda w brązowych włosach wyglądała jak ja i nazywała się... hm, nie wiem, Carlie? Carolye? Carol? Whatever. - przewróciła oczami, zadowolona ze swojego monologu. Z uśmiechem na twarzy ruszyła do drzwi - Ah Damon, Stefan! Miło was było znowu widzieć! - powiedziała na odchodne, nawet na nich nie patrząc.

- No, kochana, jestem pod wrażeniem. - jedli lody idąc po jednej z ulic LA, kiedy to Caroline opowiadała Klausowi o swoim epizodzie ze znajomymi.
- Miałam dobrego nauczyciela. - zaśmiała się, brudząc się przy tym lodem. Przystanęła, próbując to wytrzeć, jednak miała zbyt lepkie palce. Pomógł jej w tym Klaus, śmiejąc się przy tym z niezdarności dziewczyny. Po tym jak starł, nie oderwał palca od jej brody, wpatrując się w jej oczy. A miał tylko pomóc. Dziewczyna zaczęła nachylać się w wiadomym geście, kiedy
- Car? - odskoczyła jak oparzona od Klausa na głos swojego chłopaka. - Możemy porozmawiać? Na osobności? - spojrzał wrogo na Mikaelsona, niemalże chcąc go zabić.
- Co? Tak? Jasne. - zmarszczyła brwi. To znaczyło, że Tyler całą drogę ich śledził. Wyśmienicie wręcz!
- Przepraszam cię, ten wyskok wczoraj był jednorazowy. Nawet do niczego nie doszło. Po prostu tańczyliśmy...
- W bardzo intymny sposób. - wytknęła, jednak szybko ugryzła się w język myśląc o tym, co przed chwilą zaszło z Niklausem - Przepraszam, kontynuuj.
- Nie zawalę już i obiecuję, to ostatni raz kiedy robię coś takiego - chwycił ją za ręce - Może pójdziemy dzisiaj na kolację? Wieczorem. - powiedział niemal błagalnie. Caroline zaś nie wiedziała co odpowiedzieć. Chyba nie chciała znać odpowiedzi, która plątała jej się w głowie.
- Tyler...
- Proszę, Caroline.
- Niech będzie. Ale bądź punktualnie o 7! - zagroziła palcem, po czym się rozstali, a blondynka wróciła do przyjaciela, który wbrew pozorom słyszał całą rozmowę.
- Wiesz, muszę już iść. Biznes. - nie pożegnał się z dziewczyną i ruszył przed siebie. Ta zaś zmarszczyła brwi, przecież sekundę temu chciał ją całować.
Co tu się właśnie wydarzyło?


/ok
zawiodłam
znowu : )
wiem
przepraszam
mocno
bardzo
dobra, za dużo entera:/
Nie ciągnąc - przez te dwa (dwa? czy więcej?) pożegnałam aż dwójkę moich bliskich, bardzo bliskich i ciężko było chwycić (nie wiem czy to poprawnie, idc, wybaczcie) za ten rozdział, ale wiedziałam, że w te wakacje jeszcze się za to złapię. Ponadto miałam kilka wyjazdów, będę miała kilka wyjazdów, zobaczymy co się jeszcze zdarzy
ALE (oo, znowu enter!) ROZDZIAŁ NA PEWNO (mam nadzieję, wycisnę z siebie wszystko na tą okazję!) POJAWI SIĘ 18 SIERPNIA (2015 [taka śmieszka, no wiadomo, że 2015:(])
co jest wtedy?
ROCZNICA BLOGASKA! ♥
wiecie ile się od wtedy zmieniło? :c
ale to napiszę 18 sierpnia w osobnym poście :) i za wszystko mocno Wam podziękuję!
Wracając.
Chciałam pisać w te wakacje miliony postów, co tydzień nawet, ale wyszło jak wyszło. Mam nadzieję, że dobiję do 10 (wiem, taki challenge, że hohoho!), ale gdyby nie to kiedyś na pewno - bo bloga nigdy nie zamknę. Nawet gdybym miała jakikolwiek wielki kryzys, jest to dla mnie ez sensu, bo kiedyś złapie mnie wena i bym nie miała gdzie pisać, right?
A TERAZ PROŚBA DLA WAS!
Proszę, zagłosujcie w ankiecie, którą Wam zaraz podam, bo chcę zmienić coś. Cokolwiek.
Poza tym chcę wiedzieć czy ktoś to czyta - więc jeśli nie obchodzą Cię zmiany, ale to czytasz, daj mi znać tam w okienku: "Jestem tu, bo czytam". Nie chcę w końcu pisać tego dla siebie, smutno trochę by było:((
No i wiecie komentujcie, nawet wystarczy "fajnie" :c I obserwujcie! Będziecie na bieżąco!
Poza tym to tyle,
Do 18 sierpnia ♥
Maniaczka [32] enterów ze mnie, heh
KLIK KLIK KLIK jestem ankietą KLIK KLIK KLIK
Tłumaczę jak to zrobię
- Dajmy, najwięcej osób będzie chciało abym zmieniła wygląd - zrobię kolejną ankietę co konkretnie i wtedy ogarnę ;) W końcu po roku czas na zmiany!


P.S.
Jeśli lubisz grać w PBF, to napisz do mnie na gg [48683269], zgadamy się! Może gdzieś zagramy! Bo ja jakaś super w to nie jestem, ale chętnie bym z kimś coś tam ogarnęła^^