wtorek, 10 marca 2015

Rozdział 5

- Dlaczego wybrała Jeffa? Ten film był bez sensu. - oburzona Bonnie właśnie nałożyła płaszcz i wyrzuciła kubełek po popcornie.
- Nie mów, że wolisz Ernesta?! Nie dość, że ją zdradził z Sabriną to imię ma beznadziejne. I włosy ma jak Justin Bieber pięć lat temu... a ma ponad trzydziestkę. - Elena zmarszczyła brwi podążając za przyjaciółką. Pomyśleć, że trzy miesiące temu kłóciły się o łóżko w szpitalu.
- Okej, ja wam powiem, że powinna zostać sama. J. od samego początku patrzył tylko na jej cycki, a Ernest powinien skończyć z jej siostrą, a nie czyszcząc kible. Clair powinna skończyć jako redaktorka w tej gazecie i tam szukać miłości. - podsumowałam, zarzucając szalik na szyję. Co za głupie pomysły, w sumie to film był głupi. Dać dziewczynom wybrać raz film! - No co? - zmarszczyłam brwi, kiedy spojrzały na mnie z wyrzutem. Nie miałam racji?
- Nic. Chodźmy zjeść kolację na mieście! Nawet ósmej nie ma. - Bonnie zarzuciła pomysł, rozglądając się za jakąś knajpką.
- O, jak szaleć to szaleć! - Elena podążyła za śladami przyjaciółki, szukając restauracji - może ja powiem alfabet, a któraś stop i pójdziemy do pierwszej restauracji, którą znajdziemy na tą literę! - powiedziała. Nie, to nie za dobry pomysł... trafimy do jakiegoś pubu... - W sumie nie obchodzi mnie wasze zdanie, zaczynam! ABC... - zaczęła i właściwie to dobrze, bo mój tok myślenia zaczynał być mądry podobnie jak u Bon.
- Stop! - krzyknęła mulatka, szczerząc się na ten pomysł. Czy tylko ja się martwiłam? To naprawdę chore, patrząc na wcześniejsze lata, gdy chciałam zrobić konkurs, kto wypije więcej wódki z herbatą, ale dziewczyny mnie zbeształy. Chociaż konkurs był, ale tylko dla mnie... nieważne.
- R... tam jest Rivera! - pisnęła Elena.
- Słyszałyście o tej restauracji? Jest droga, a chodzą tam tylko bogate gwiazdy Hollywoodu... - zaczęłam tłumaczyć. Straciły rozsądek, myśląc, że pójdziemy do jednej z najdroższych restauracji w LA. Gdy wymachiwałam rękoma, dziewczyny złapały mnie za ręce i wciągnęły siłą do tego miejsca. Głęboko odetchnęłam, ostatnimi czasy stałam się bardziej spięta, przez wypadek, który zdarzył się już dawno.
Widzieliście kiedyś w filmach te wielkie restauracje, z których wylewają się pieniądze? Tam gdzie książę zabiera swoją wybrankę na lunch? To miejsce właśnie tak wyglądało, a ze szklanych drzwi co chwile wchodzili i wychodzili ludzie, których każdy znał. Tak jak i my. Z niepewnością spojrzałam na budynek i nagle, uderzyło do mnie, że mam na sobie jakąś zwykłą sukienkę, a dziewczyny jeansy i po prostu jakieś swetry. Zmarszczyłam brwi, spoglądając na przyjaciółki.
- Jak to mówią, Bon? - Elena popatrzyła na mulatkę, czekając aż zarzuci mądrym zdaniem.
- Do odważnych świat należy! - zaśmiała się i pociągnęła nas do Riviery. Wpadłyśmy na marmurowy korytarz i nagle poczułam się taka zwykła. Widziałam kobiety w eleganckich sukniach i towarzyszącym im partnerom w smokingach, podczas gdy kelnerzy lustrowali nas od góry do dołu.
- Jak będzie trzeba, to się pokaże nóżkę - szepnęła mi do ucha siostra, podchodząc do jednego z kelnerów. - Przepraszam, jest jakieś wolne miejsce tutaj? - słysząc to, uniosłam brew do góry. Odkąd ona jest bardziej cwana ode mnie? I bardziej śmiała?! Gdy kelner parsknął śmiechem w jej stronę, zdenerwowana podeszłam do niego.
- Znam Niklausa Mikaelsona. - uśmiechnęłam się słodko i już widziałam, że się ugina. Za dużo pracowałam w takiej branży, żeby dać się takim ludziom. Wystarczą dobre znajomości! Tylko czy one były dobre?
- Znasz? - kryjąc śmiech, wymownie spojrzał na mój ubiór i uczesanie. Jeżeli tak wyglądają takie restauracje, to nie mam ochoty już tam chodzić. Obróciłam wzrok na przyjaciółki, przepraszając tym samym. Gdy przymierzałyśmy się do wyjścia, winda, która teraz znajdowała się na wprost mnie, otworzyła się, a ja stanęłam oko w oko z Niklausem Mikaelsonem. Okej, ta restauracja miała windę? Definitywnie nas na nią nie stać.
- Caroline? - powiedział trochę zdumiony, jednak po chwili jego szok zastąpił szarmancki uśmiech. Wywróciłam na to oczami, co było dość przewidywalne, jednak nie dla kelnera, który szybko podbiegł do mnie i zaczął prowadzić do stolika.
- Pan też usiądzie, panie Mikaelson? - teraz uprzejmościom nie było końca.
- Nie. Właśnie się zbiera i wychodzi, prawda? - spojrzenie, które na niego posłałam, było podobne do wzroku sępa czekającego na ofiarę. Za nim dostrzegłam zszokowane dziewczyny, z otwartymi buziami, zasiadłam naburmuszona przy stole, bo niby osiągnęłam cel, ale nie z własnej zasługi, bo oczywiście musiał pojawić się on.
- Do zobaczenia, kochana. - powiedział szarmancko na odchodne i uśmiechnął się, wychodząc z restauracji z jakimiś aktorami. Spaliłam buraka... czy on naprawdę nazwał mnie tak przy wszystkich?! Nie, czy on myśli, że ja tak po prostu dzięki niemu sobie usiądę w najdroższej restauracji jaka może być?
Gwałtownie wstałam z krzesła i ruszyłam przed siebie, omijając Klausa. Przestałam iść dopiero tak szybko, gdy znalazłam się w dobrym miejscu, tzn. tam gdzie on był poza zasięgiem widzenia. Moje przyjaciółki po chwili podbiegły zmachane. Nie mają jednak dobrej kondycji.
- Car, co ty najlepszego wyprawiasz? - jęknęła Bonnie, zasiadając na ławce nieopodal. Elena podążyła za nią i głęboko westchnęła.
- No właśnie, największe ciacho...
- Darujcie sobie, okej? - przerwałam jej w pół zdania, zdenerwowana obrotem spraw. Miałam się niby cieszyć z czynów Klausa? Dobre sobie. Jedyne co mogę od niego przyjąć to polecenia z listy do zrobienia. - On nie jest taki cudowny jak się wydaje. - bąknęłam już bardziej poirytowana na jego wspomnienie. Dlaczego musi wywierać tyle kłótni? - Ewentualnie całuje dobrze. - powiedziałam pod nosem, nie zdając sobie sprawy, że potok moich myśli wychodzi ustami. Cholera.
- CO?! - krzyknęły jednocześnie jak oparzone, za co zgromiłam je wzrokiem.
- Tylko raz! Poza tym nawet go nie lubię. I dałam drugą szansę Tylerowi. - znów wygadałam się, zapominając kompletnie o tym, że nie mówiłam jeszcze dziewczynom o tym, że zeszłam się z Tylerem. Postanowiłam dać mu drugą szansę, ponieważ jesteśmy już razem od liceum i nie potrafiłabym... w sumie, nieważne.
- Co zrobiłaś?! Kiedy to się stało?! Boże, chodźmy do baru, muszę się upić. - stwierdziła po dłuższym milczeniu Bonnie. Skierowałyśmy na nią wzrok, ale jak ona już tak mówi, to po prostu tak trzeba.

muzyka z głośników
Tańczyły w klubie poruszając się zgrabnie do dźwięków muzyki, która leciała z głośników. Właściwie to one przejmowały parkiet i wszystkie oczy zwracały się ku nim, na co nawet nie zwracały uwagi. Po raz pierwszy od pewnego czasu zabawiły się, nie przejmując się niczym, po prostu cieszyły się chwilą. Nie zauważały partnerów, z którymi tańczyły, na drugi dzień i tak nie będą pamiętać co się tutaj stało. Caroline korzystając z chwili pocałowała swojego partnera, opalonego blondyna o niebieskich oczach i śnieżnobiałych zębach. Wokół zawrzało od wiwatów dziewczyn, jednak te szybko ustały, gdyż dziewczyny zeszły ze sceny, prawdopodobnie napić się. Blondynka zaś nie odrywała ust od nieznajomego, coraz bardziej chcąc zatopić dłonie w jego włosach i znaleźć się w odosobnieniu. Gdy chłopak zaczął zjeżdżać niebezpiecznie daleko, ocknęła się jak oparzona i wyrwała się z jego objęć, zdenerwowana szukając dziewczyn. Co chwilę odgarniała włosy, które teraz zakrywały jej całą perspektywę i plątały się na jej głowie. Łzy zaczęły płynąć po jej rozparzonych policzkach, kiedy biegła w stronę toalet. Pospiesznie wbiegła do łazienki, omijając kolejkę i zamknęła się w jednej z kabin. Bezsilnie usiadła na sedesie, zastanawiając się co ona właściwie narobiła? Dziewczyny wyparowały, a ona została sama bóg wie gdzie. Drżącymi rękoma wyjęła telefon z torebki i wybrała pierwszy lepszy numer.
- Proszę, przyjedź po mnie. - wydukała do słuchawki, ledwo wyduszając jakiekolwiek sylaby. Nie wiedziała czy odbiorca zrozumiał, czy w ogóle odebrał, ale dodała jeszcze adres i wypuściła telefon z ręki, a ten rozbił się o kafelki na podłodze. Muzyka nagle ucichła.

Siedział przy biurku, który zakupił tuż przed tym gdy jeszcze był sławny. Sprzedał swój rysunek przedstawiający Tatię, dziewczynę, w której zakochał się na zabój. Gdy złamała mu serce na dobre pozbył się jej ze swojego życia, łącznie z pamiątkami, które jej dotyczyły. Uważał, że miłość to największa słabość człowieka, poświęcasz się dla niej, zaprzepaszczając karierę i swoje osiągnięcia, a w zamian nic nie dostajesz. Jednak teraz szkicował uroczą blondynkę, za jego ulubionym drzewem, uśmiechającą się do niego. To nie słońce, które widniało w rogu kartki rozświetlało pracę, a dziewczyna na samym środku papieru. Nie rozumiał dlaczego go tak zaintrygowała. Była tą, która wydobywała z niego jasność, z jego ciemnej duszy. Okazywał dzięki niej współczucie, radość. Miłość.
Uśmiechnął się na samo wspomnienie ich pocałunku. Była taka delikatna, a zarówno dominowała nad nim, potrafił spełnić każdą jej zachciankę, nie mógł się oprzeć. Ale ona wróciła do Tylera.
Zdenerwowany na jego wspomnienie odłożył szkic i wstał od stołu, podążając na balkon, który był teraz ciemny, a oświetlały go jedynie gwiazdy. Uwielbiał przychodzić tu w nocy, ponieważ czuł się bezpieczny, miał nad wszystkim kontrolę. Jedyne co go wtedy otaczało to ciemność.
Jego rozkoszowanie się przerwała niespodziewana wibracja telefonu, co dotychczas mu się nie zdarzało. Pracownicy dzwonili tylko w określonych godzinach, a akurat takowa nie spełniała wymagań. Ponownie zirytowany, niechętnie podszedł do biurka, gdzie leżał jego Iphone. Włączyła się wiadomość, a w niej słowa zapłakanej Caroline. Serce niespodziewanie zaczęło mu szybciej bić. Wziął kluczyki i telefon, czyli to jedyne co było mu potrzebne, po czym namierzył telefon dziewczyny i z piskiem opon pojechał na krótką wycieczkę.


Potworny ból opanowywał jej czaszkę, kiedy otworzyła lekko powieki. Na szczęście w pokoju, w którym się znajdowała było na tyle ciemno, że nie musiała mrużyć oczu, aby jej nie piekły. Obracając głowę, zauważyła sok i tabletki. Nawet nie zastanawiając się czy może to jakaś tabletka gwałtu, zażyła lek i bez mrugnięcia popiła, mając nadzieję, że dzięki temu dziwny ból zniknie. Osunęła się z łóżka na gołe stopy, które dotknęły niesamowicie miękkiego dywanu. Nadal nie wiedziała jednak gdzie się znajduje. Przeczesała ręką jedwabne włosy, które ktoś jej umył, ponieważ wczoraj były w opłakanym stanie. Przeszła kawałek pokoju i mało nie zemdlała, gdy jej oczom ukazał się opalony blondyn o niebieskich włosach. Nieznajomy ukazał swój śnieżnobiały szereg zębów, na co Caroline zaczęła krzyczeć.
- Caroline?! - otworzywszy oczy dostrzegła Klausa, który wbiegł do pokoju. Uśmiechnęła się pod nosem i wypuściła powietrze z płuc, ciesząc się, że to nikt inny. Niestety po chwili jej szczęście zastąpił duży grymas, z bólu, który pulsował w jej skroniach. Wzięła do ust leżące obok tabletki i popiła je, opadając powoli na poduszkę, aby się trochę uspokoić. Po chwili z otępieniem wstała z łóżka i podeszła z płaczem do mężczyzny, przytulając go.
- Dziękuję. - szepnęła, opłakując na jego ramieniu. Wszystkie emocje, które w niej kumulowały właśnie wypłynęły na wierzch i nie zamierzały odpuścić. Całe jej ciało drgało, nie wiedziała co wczoraj zrobiła, po wczorajszym pocałunku z blondynem i pragnęła się dowiedzieć czy do czegoś zaszło. Gdzie były dziewczyny i w końcu - jak trafiła do Klausa.
- Cssii, spokojnie Kochana, nic się wczoraj nie stało. - wytłumaczył, głaszcząc ją po włosach. Nie zwracał uwagi na to, że ją dotyka, że może mieć ją dla siebie. Jedyne czego teraz chciał to ją pocieszyć, nienawidził gdy płakała. - Zadzwoniłaś do mnie, a ja znalazłem cię w łazience, w klubie w centrum miasta. Przywiozłem cię tutaj, ogarnąłem i położyłem spać. Wszystko będzie dobrze. - powiedział uspokajająco, czując jak jej łzy ustają, dzięki czemu sam się rozluźnił. - Przebierz się. - podał jej torbę z ubraniami i wyszedł z pokoju, nie chcąc za długo spędzać z nią czasu, akurat wtedy kiedy była w rozsypce. Nie chciał tego przez przypadek wykorzystać.
Tymczasem Caroline po wyjściu Klausa ubrała się w rzeczy, które dostała. Ucieszyła się, że nie była to sukienka, a jasne, wytarte jeansy, ciemna koszula, przylegająca do ciała i wysokie Louboutiny. We wszystkim prezentowała się całkiem nieźle, akurat jak na wiosnę, pomimo braku kwiatów czy innych dupereli. Nie zawsze musiała świecić, czy ubierać się jasno i dziewczęco, a w tym momencie to do niej pasowało. Gdy spojrzała na szafkę, ujrzała tam różnego rodzaju kosmetyki. Pomalowała usta ciemnoczerwoną szminką, oczy pociągnęła ciemnym eyelinerem, a do tego dodała cienie w ciemnych odcieniach. Z włosów uplotła warkocza. Czy ktoś kiedyś mówił, że Caroline Forbes jest urocza i grzeczna? Nie widział więc jej w takim wydaniu.
Po tym jak ogarnęła się, wyszła z pokoju na ogromny korytarz, z marmurowymi ścianami i podłogą, a szpilki zastukały, robiąc tym wielki hałas.
- Klaus? - krzyknęła, a echo odbiło się po pomieszczeniu. - Klaus?! - spróbowała, tym razem głośniej i donioślej, tak że tylko głuchy nie usłyszałby. Nagle serce zaczęło jej szybciej bić, a adrenalina dała o sobie znać. Z przypływem nagłej ciekawości weszła do pokoju znajdującego się na samym końcu korytarza. Drewniana podłoga ugięła się pod jej ciężarem, a kominek zaczął wesoło iskrzyć. Czerwone ściany zlewały się teraz z ciemnym drewnem na dole, jednak jej uwagę przyciągnęła paleta z farbami, zbiór ołówków i płótna. Maszerowała po pokoju, oglądając teraz prace malarza, które cieszyły oko samym patrzeniem. Nagle stanęła jak wryta i palcami przejechała po płótnie, na którym widniała uśmiechnięta blondynka, z zaciekawieniem patrząca na coś niedokończonego po prawej stronie. Z otwartą buzią lustrowała kobietę, aż w końcu potrząsnęła głową i wyszła z budynku na podwórko. Wzięła taksówkę i pojechała do domu, chcąc znaleźć się tam jak najszybciej.
Dlaczego do cholery Klaus ją malował? W jego branży jest wiele modelek, aktorek, piosenkarek, ale on jednak wybrał jedną, bezbarwną, zwykłą dziewczynę, którą zna ledwie parę miesięcy. Odwzorował ją jednak tak, że nawet Tyler nie umiałby tego opisać, patrząc na nią. Nie rozumiała dlaczego tak dobrze ją znał i umiał to odwzorować, nie mieli nic wspólnego. On pan ciemności, straszny, bogaty i sławny. Ona pani jasności, mała, nieznana i bezbarwna. Nie pasowali do siebie. Ktoś pomyślałby o tym, że Klaus idzie na randkę do kina? Trzyma się za ręce i kupuje kwiaty swojej dziewczynie na walentynki? Sprawy potoczyły się tak daleko, że nawet nie zauważyła, że jest dla nich szansa, ale tak nikła, że nawet nie warto o niej wspominać.
- Wysiada pani w końcu? Stoimy tu już kilka minut. - bąknął kierowca, spoglądając na blondynkę w lusterku. Dopiero teraz Caroline dostrzegła, że jest już na miejscu, a siedzi bezczynnie z tyłu auta, rozmyślając nad swoim życiem.
- Tak, przepraszam, już płacę. - zażenowana powiedziała, błądząc rękoma po kieszeniach. Dopiero teraz zorientowała się, że nie wie gdzie jest telefon, portfel i jej dokumenty. Widziała odbijające się w szkle pałające złością oczy taksówkarza, kiedy nagle drzwi się otworzyły, a Niklaus Mikaelson wpłacił opłatę. Caroline z nerwowym uśmiechem wyszła z samochodu, trzaskając drzwiami. - Dzięki. - mruknęła podirytowana, wymijając mężczyznę. Nie zamierzała tego dnia już z nim rozmawiać, dlatego przyśpieszyła kroku, nie oglądając się za siebie.
- Nie chcesz odzyskać rzeczy? - zatrzymała się nagle. Nie chciała się odwracać, bo zauważyłaby triumfalny uśmiech na jego twarzy, a tego widzieć nie pragnęła. Dopiero po chwili obróciła się, a on pierwszy raz tego dnia zauważył jej twarz dokładnie, w świetle słońca. Zdziwił go fakt, jak wygląda, ale podobało mu się to. Była inna, ale taka sama.
- Przyjadę wieczorem. - powiedziała słabo, nie mogąc oderwać wzroku to od jego oczu, to od jego ust. Miała ogromną ochotę poczuć jeszcze raz jego wargi na swoich, dlatego szybko podeszła i przycisnęła swoje usta do niego. Zatopiła się jak nigdy wcześniej, całowała go tak mocno, że gdyby jej nie przytrzymywał, upadłaby. Nie miała wyrzutów, należało mu się za to co zrobił. Jednak gdy oderwała usta, poczuła ukłucie, jest przecież z Tylerem. Nie popatrzyła nawet na niego, a poszła biegiem na górę. Wparowała do mieszkania, nie zastanawiając się tym czy obudzi Bonnie i Elenę.
- Caroline Forbes, co to właśnie było?! - podbiegły do mnie jak gdyby nigdy nic, ale po chwili zarzuciły mi ręce na szyje i odetchnęły głęboko.
- Jak dobrze, że ci nic nie jest. - Elena uspokojona wypuściła zaległe powietrze z płuc. Moja złość wyparowała.
- Przepraszamy. - no po prostu na nie, nie można się gniewać. Już takie były.
- Ale co to do cholery było?!
- I jak ty do cholery wyglądasz, Forbes?!
Zadawały pytania jedne przez drugą aż w końcu uciszyłam je rękoma. One to jednak dużo mają do powiedzenia.
- Jeśli chodzi o Klausa - zaczęłam, a przyjaciółki spoglądały na mnie uradowane - to nic z tego nie będzie. - dokończyłam, odbierając im nadzieję, co było widoczne na ich twarzach. - A teraz idę się przebrać, mam dosyć mojego alter ego. - dodałam na koniec i zniknęłam w łazience.

______________________________________________________________________
Zaczynając, mam WAŻNE sprawy tutaj.
Blog nie jest zawieszony, rozdziały będą pojawiały się regularnie, z wyznaczoną datą (:
Moja uczucia do Klaroline odżyły po odcinku TVD, może evil Car się kopsnie do NO! Na to liczę;p
Odzyskałam trochę wenę, więc oto tak pojawia się kolejny rozdział.
No cóż tu jeszcze powiedzieć...
Zachęcam do czytania, komentowania, obserwowania, srututu.
bye
______________________________________________________________________