Niedługo święta. Ten czas leci szybciej, niż się wydaje. Dopiero co była jesień, a teraz z nieba prószy biały śnieżek, zwiastujący gorszą zimę niż rok temu, ale lepsze święta. Mimowolnie na moją twarz wpłynęło coś na kształt uśmiechu, święta zawsze czyniły moje samopoczucie lepszym.
Za chwilę ja i moje współlokatorki mamy rozdać sobie prezenty - tak, nie ma jeszcze Bożego Narodzenia, ale akurat je spędzamy osobno, więc załatwiamy tą sprawę wcześniej. Swoje niespodzianki chowam tuż za swoimi plecami, gdy przyjaciółki idą ze swoimi..."niespodziankami". Oczywiście, już dowiedziałam się, że od Bon dostanę niebieski strój do ćwiczeń, co jest rekompensatą prezentu od Eleny, która to podaruje mi wielką bombonierkę i dużego lizaka w kształcie kwiatka.
- Wesołych Świąt! - przytulamy się, wspólnie wywołując to jedno zdanie, niesamowicie wesoło wpływające na naszą aurę, która kipiała szczęściem, chociaż moja ciut ekscytacją. Po odlepieniu się od siebie podałyśmy każda paczuszkę. Otwierałyśmy po kolei - najpierw ja.
- Oh! Jakie śliczne i... dobre! - skomentowałam, udając zaskoczenie. Teraz mogłam dokładniej zbadać podarki.
- Taaa, panno Forbes, lepiej nie udawaj. - zbeształa mnie Bonnie, odpakowując. Od Eleny dostała również słodycze - bombonierkę w kształcie kwiatka i zwykłego lizaka. O, ironio. Nawet nie spiorunowała jej wzrokiem za takie niezdrowe prezenty, a uśmiechnęła się jako podziękowanie. Pudełko ode mnie zawierało zielone słuchawki do jej mp 4, ponieważ swoje popsuła już dawno i niemalże codziennie narzekała na ich brak. A teraz przyszedł czas na moją krewną, która cieszyłaby się nawet z marnego długopisu, jednak ode mnie dostała miękką poduszkę, gdy będzie pisała ona będzie jej sprzyjała. Bon ofiarowała jej okulary słoneczne. Ostatnio pokłóciły się, że Elce razi słońce gdy rolety są odsłonięte, a jej to przeszkadza. Zadowolone jeszcze raz uścisnęłyśmy się.
Właśnie piłam kakao, które ostatnio stało się głównym obiektem pożądania w tym mieszkaniu, gdy do moich uszu dobił dźwięk telefonu Eleny. Ciekawa spojrzałam na wyświetlacz i dostrzegłam napis "Michael <3". Kto to, do jasnej ciasnej jest? Odebrałam.
- Hej, skarbie - powitał mnie, znaczy... moją siostrę, niski głos mężczyzny w telefonie.
- Elena... bierze prysznic, bo biegała. - wymyśliłam i nie dając mu dojść do słowa rozpoczęłam swoje śledztwo - Kim jesteś?
- Szefem...
- Dla niej, pacanie! - krzyknęłam, nie kontrolując wylewających się wyzwisk. Mocno będę miała przerąbane? Najeżdżam na jej szefa... cholera. Ale to serduszko zapewne nie jest przypadkowe, więc nie wyleci, o co się gorączkować? Elena to zrozumie, poza tym są święta!
- No... spotykamy się... - przestraszony kochanek, tego jeszcze nie grali - Ale kim ty do cholery jesteś?!
- Caroline, nie ważne. - przewróciłam oczami, odkładając na blat pusty kubek. Na mój język nasuwała się już lawina pytań. - Ile ze sobą jesteście?
- Ponad tydzień... - a ona ani słowem się nie zająknęła! A ja nic nie wiedziałam w dodatku! Jak ona tak mogła?!
- Czem... - nie dokończyłam się, ponieważ obracając się dostrzegłam zagniewaną twarz El, która zmierzała w moją stronę. O nie... mam przerąbane. Rozłączyłam się i z nerwowym uśmiechem odłożyłam telefon tam gdzie był. - Hej, wróciłaś. Gdzie byłaś? - zdenerwowana nadchodzącą burzą zadałam podstawowe pytanie odwrócenia uwagi. Ona zmarszczyła brwi i zabrała telefon, a jej bezbronny wyraz twarzy zmienił się widząc ostatnie połączenie.
- CAROLINE! Czy ty, do cholery, zawsze musisz wtykać nos w NIESWOJE sprawy?! - warknęła z impetem odkładając telefon, o mało go nie rozwalając.
- Oh, może trzeba było mi powiedzieć, że masz romans z szefem?! - wybuchłam. Taka prawda, ale... nie w twarz. Ten mój niewyparzony język, czemu?! Niepewnie uniosłam wzrok na dziewczynę, w której oczy zebrał smutek i złość. Wybiegła z pomieszczenia i zamknęła się w pokoju, mijając w drzwiach kuchni Bonnie, która od razu zaczęła bić mi brawo. Za co? No tak. Głupotę. Ciekawość. Niewyparzony język.
- Wiesz, że musisz ją przeprosić? - pokiwałam głową - I naprawić sprawę z jej szefem? - pokiwałam gło... zaraz. Jak to "naprawić"?
- Niby co mam zrobić, nie straci pracy. - zmarszczyłam brwi. Dobra, rozumiem, że Bonnie to ta mądra, ale swoje pomysły mogłaby tłumaczyć dokładnie.
- Tak, ale twoje stosunki z jej szefem już trzeba byłoby naprawić, nie sądzisz? - odłożyła zakupy. Właściwie niestety mulatka ma rację. - Umów się z nim na lunch.
- Okej, okej, nie galopujmy się tak. - ja i lunch z nim? Już wolałabym chociażby w towarzystwie innych ludzi. Właśnie! Jakby to była kreskówka nad moją głową zaświeciłaby żarówka.
- Okej... boję się. Co wymyśliłaś?
Zdenerwowana czekałam pod drzwiami pizzeri na Tylera. Nie dość, że miał przyjść po mnie pod dom to spóźnia się tutaj jakieś 10 minut. Jeśli tak dalej pójdzie to między mną, a Eleną dalej będzie źle.
- Idziesz do środka? - burknęła niechętnie, dalej obrażona. Na litość boską, odpuść! - Nie odpuszczę, póki nie naprawisz sprawy z Michaelem. - dopowiedziała, jakby czytając mi w myślach. Może ona tak potrafi?
Chwilę po wejściu Eleny do budynku, dostrzegłam Tylera, który leniwym krokiem zbliżał się powoli do mnie. Gdy już w końcu książę łaskawie zjawił się obok mnie nie wytrzymałam.
- Hej, wreszcie przyszedłeś! Może jednak Mikaelson ma na ciebie wpływ, ale on chociaż potrafi się śpieszyć! - wiązanka słów sama leciała z moich ust. Dopiero po wypowiedzeniu ich przetrawiłam to co powiedziałam. - Tyler, przepraszam, ja po prostu... - nie wiedziałam co powiedzieć, więc zmyśliłam - myślałam, że coś ci się stało, a widząc cię w jednym kawałku... - jego twarz uległa zmianie i przytulił mnie. Cholera, ja nawet nie pomyślałam, że może mu coś jest, ani nawet czemu go tyle nie ma, tylko martwiłam się o to czy Elena mi wybaczy, a ten plan bez niego by mi się nie udał. Jaka ze mnie okropna dziewczyna! Co on we mnie widzi? Blondynka bez empatii w sobie, mało atrakcyjna... w moich oczach zaczęły zbierać się łzy.
- Czemu płaczesz? - z moich zamyśleń wyrwał mnie głos mojego chłopaka. Dopiero teraz zauważyłam, że zamoczyłam mu koszulkę, chociaż i tak nic nie było widać.
- A co jak ona mi nie wybaczy? - wymyśliłam, po raz kolejny go okłamując. Budowanie związku na kłamstwach, brawo Caroline!
- Wybaczy. - chwycił mnie za rękę i weszliśmy do środka gdzie dobiegł mnie uderzający zapach pizzy. Wiedziałam, że wybaczy, ona nie potrafi się długo gniewać! Ale i tak bardziej mnie martwi spotkanie z tym jej chłoptysiem.
- Już się martwiłam, że uciekliście. - rzuciła El zabawnym tonem, jednak wzrok mówił "a szkoda". Nie sądziłam, że aż tak mocno się będzie jeszcze tutaj gniewała.
Przysiadłam za Tylerem na jedną obitą w skórę, czarną kanapę. Naprzeciwko nas na takiej samej siedziała druga para. Ściany kolorem wyglądały jakby ktoś pomalował je krwią. Sufit zaś był biały jak czysta porcelana. Hm, ciekawie. Spuściłam wzrok z góry na partnera pisarki. Ciężko wypuściłam powietrze, a moje policzki nabrały różowego odcienia. Rzadko się rumienię, chociaż to chyba właściwe czemu teraz to robię. Siedzę utrzymując kontakt wzrokowy z kolesiem, którego wyzywałam!
- Przepraszam, za ten telefon... nie powinnam. - uśmiechnęłam się przepraszająco, próbując ukryć swoje zdenerwowanie. Michael skinięciem głowy dał znać, że odpuszcza, a atmosfera w jednej sekundzie z ciężkiej zmieniła się na luźną. Elena wyszczerzyła się dając znać, że już się nie gniewa. Uff, więcej nie wytrzymałabym.
- W czym mogę pomóc? - podeszła do nas kobieta na oko studentka, z notesem i długopisem w dłoni. Jej brązowe włosy niesfornie zostały związane w kok, a piwne oczy niecierpliwie czekały na jakiś ruch. Michael zamówił jakąś wegetariańską pizzę, ponieważ nie lubi mięsa. Co to za facet?!
- A więc jesteście siostrami? - rozmawialiśmy opróżniając już kolejne piwo i pożerając 2 pizzę. Każdy był rozluźniony i chciał dowiedzieć się jak najwięcej o sobie nawzajem.
- Tak. - Elena odparła rzeczowo, na co wywróciłam oczami i wepchałam się w zdanie.
- Gdy miałyśmy z 3 latka moja mama wyszła za tatę Eleny. - rozwiałam niepewność mężczyzny. Już nie szukał między nami podobieństwa, bo wszystko stało się jasne. Właściwie Mich nie był taki zły, a nasza pierwsza rozmowa poszła w niepamięć. Nie wiem co bym zrobiła gdyby o niej wspomniał, albo ktokolwiek tutaj, ale wiem tyle, że byłabym cholernie zła.
- Ile jesteście razem? - zwrócił się w stronę Tylera, na co zakłopotany spojrzał na mnie. Nie pamięta?! Już otworzyłam usta żeby odpowiedzieć na pytanie, gdy wpadł na mnie jakiś koleś, wylewając piwo. Jak szybko tu się pojawił, tak szybko zniknął.
- Pacan! - krzyknęłam za nim, patrząc na swoją zwiewną wrzosową sukienkę.
- O, nie tylko mnie tak nazywasz. - rzucił Michael, na co Elena kopnęła go w nogę. W moich oczach zebrały się łzy i ze szlochem odeszłam od stolika, wybiegając z pizzeri. Uderzające zimno owiało moją twarz, a mokre policzki oblały się rumieńcem. Skręciłam w pierwszą lepszą uliczkę, próbując uciec od myśli, który nade mną wisiały. Co za dupek! Ten temat miał być skończony, a on.. to było... co za dupek!
Niespodziewanie wpadłam na coś twardego. Kogoś. O nie. Te perfumy.
- Caroline? - wypowiedział mężczyzna, w którego ramiona wpadłam. Cholera. Czemu akurat on? To na pewno przypadek, takie coś się zdarza, prawda? - Dlaczego płakałaś? - uniósł moją głowę, łapiąc za brodę. Utrzymywaliśmy kontakt wzrokowy, póki w końcu się opamiętałam i energicznie potrząsnęłam głową, wyrywając się z jego objęć.
- Nie twój interes. - warknęłam niezadowolona z takiego obrotu spraw. Czemu podobał mi się ten kontakt?!
- To przez tego dupka, Tylera? - jego twarz nabrała groźnego wyrazu. Co, czy on się troszczy? Chwila, jasne że nie, przecież on nie ma serca. Nie wie co to miłość!
- Nie - mruknęłam tylko i obróciłam się na pięcie z jak największą ochotą znajdować się na drugim krańcu świata. Jak najdalej od niego. Albo ponownie w jego ramionach...
Otrząsnęłam się i już miałam iść do przodu, gdy drogę zagrodził mi Klaus.
- Masz czym wrócić do domu, lovely? - troskliwy ton dał się we znaki. Troskliwy? Czy on jest troskliwy? Bezduszny potwór? Boże, to w pewnym sensie mój szef, więc się nie dziwie, że jak spotyka mnie na ulicy w takim stanie, włącza się guziczek "Troska". Nawet u niego!
- Oczywiście, że... - zapewniającym tonem mówiłam, jednak w pół zdania przemyślałam sprawę. Kurde, nie mam czym wrócić, a z buta to jakieś... długo. Zaryzykujmy! - ...nie. - dokończyłam.
W jego oczach rozbrzmiało zafascynowanie, gdy gestem wskazał na swoje czarne lamorghini. Wow.
Wreszcie dotarłam do domu, cała i zdrowa, chociaż pewnie według przypuszczeń dziewczyn siedzę w najbliższym barze popijając Bourbon. Otworzyłam drzwi i niepewnie zastukotałam w przedpokoju swoimi szpilami, bo nie można nazwać ich szpilkami, robiąc hałas. Hałas? Czemu tu tak cicho?
Nie zdejmując butów, poddenerwowana znalazłam się w salonie, za chwilę w pokojach, kuchni, a nawet łazience. Wszystko puste. Poczułam drganie w okolicach biodra. Telefon! Wyjęłam z kurtki małe ustrojstwo. Numer nieznany.
- Tak słucham? - rzekłam ostrożnie zastanawiając się kto może być pod drugiej stronie słuchawki.
- Caroline! Gdzie jesteś?! - krzyczała do telefonu Elena. Słyszałam w jej głosie ulgę i to, że płakała. - Ja i Bonnie... my... szukałyśmy cię i nasze telefony... mój... padł, a jej konto... - dukała, nie mogąc opanować rozszarpanych emocji. Ulga, smutek, złość... to wszystko mieszało się w jej słowach.
- Jestem w domu. Wracajcie szybko. - powiedziałam tylko tyle, chociaż na mój język plątało się tyle pytań. Lecz jestem wykończona.
Zasiadłam na kanapie i włączyłam telewizor. Jak zwykle omijałam wiadomości, które mnie niemiłosiernie nudziły, lecz moją uwagę w jednym z kanałów przykuło granatowe auto, a pod nim napis "Pisarka znana ze swojego fenomenu w karierze "Na tamtej łące..." i "szanowana lekarka...". Więcej nie było mi trzeba.
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Tralalalala, miało być 20 grudnia, ale fak it.
Za tydzień mam urodziny, więc ten teges i stwierdziłam, że opublikuję, chociaż dopiero mam pół kolejnego rozdziału.
Ogólnie to ciężko w szkole, muszę wszystko popoprawiać i blog dedł. Pewnie nikt tu nie wchodzi, a rozdział publikuję sama dla siebie, ale skoro napisałam to łotewer. Nowy sezon tvd, faking it się skończył sezon, ehhh. Przynajmniej plotkara na axn leci :')
No cóż, skomentujcie, bo nie wiem czy sprężyć się i napisać kolejny rozdział i to tyle,
xoxo